Przejdź do głównej zawartości

Jak powąchałem murawy Stadionu Śląskiego. Polska - Anglia w kotle czarownic, czyli co ja robię tu?

Wiosną 2004 roku, jeszcze przed mistrzostwami starego kontynentu w Portugalii, wybrałem się z rodziną wizytą do cioci oraz kuzynek w Katowicach. Nie mogłem więc darować sobie okazji, musiałem wybrać się na Stadion Śląski w Chorzowie. Wtedy był to największy taki obiekt w Polsce, nad wejściem do tunelu widniał wielki szyld “Stadion Śląski - Narodowy”. 
W maju 2004 roku gościłem na Stadionie Śląskim - Narodowym w Chorzowie. Spełniło się moje dziecięce marzenie - wreszcie odwiedziłem legendarny, choć wtedy jeszcze pusty, “kocioł czarownic”.
 
Pamiętam, że to było leniwe niedzielne przedpołudnie. Weszliśmy na obiekt, gdyż jedna z bram była otwarta. Trochę pochodziłem po trybunach, upajałem się widokiem na cały stadion, potem zszedłem nisko na płytę i postanowiłem pokonać jedno okrążenie na legendarnej bieżni. Zmęczony zatrzymałem się znów w rejonie ławek rezerwowych. - A co tam, wejdę na płytę - pomyślałem sobie. Ba, nie wszedłem, tylko wbiegłem na nią cały w “skowronkach”! Najpierw zaliczyłem lekki trucht, potem przyspieszenie, wreszcie sprint i w pewnym momencie zaliczyłem mocną glebę na murawie. Przekręciłem się z brzucha na plecy, popatrzyłem w niebo. - Cholera, leżę w miejscu, gdzie biegały piłkarskie sławy! - zacząłem gadać do siebie i uświadamiać sobie, że oto w takich okolicznościach, w niedzielę, przy lekko siąpiącym deszczu, spełniło się jedno z moich dziecięcych marzeń - odwiedzić słynny Stadion Śląski. Teraz miałem 24 lata i cieszyłem się jak szczeniak, który do późnego wieczora kopał piłkę pod lasem, nie zważając na to, że niemiłosiernie tną komary. Dosłownie powąchałem murawy “kotła czarownic” i byłem szczęśliwy jak diabli! 
- No, to teraz to ja wam wszystkim pokażę - pomyślałem sobie, kiedy już wychodziliśmy z obiektu, bo ktoś z obsługi zorientował się, że jednak niepożądani gości biegają po bieżni, a jeden nawet na płycie boiska. Racząc się browarem w jednym z parkowych ogródków postanowiłem wtedy, że muszę przyjechać tu za niecałe cztery miesiące, na mecz Polska - Anglia. Już jako dziennikarz…
Latem z niecierpliwością czekałem na to, aż Polski Związek Piłki Nożnej zacznie przyjmować wnioski o akredytacje na tamto spotkanie. Nasza reprezentacja jeszcze przed potyczką z Lwami Albionu przegrała na wyjeździe ze Szwecją 1:3, zremisowała z USA 1:1 (w Chicago), by wreszcie w połowie sierpnia w Poznaniu dostać bolesną lekcję od Duńczyków. Przegraliśmy 1:5 (0:2), honorowego gola uzyskał Maciej Żurawski. - Jest fatalnie, w dodatku tuż przed startem eliminacji, co się z nimi dzieje… - myślałem wówczas. Mój niepokój zdawał się być uzasadniony, mimo siły i klasy Danii. Dostawać takie lanie, choćby to miało miejsce w sparingach - nie zdarzało nam się to często, nawet, jeśli borykaliśmy się z kryzysami formy. Kilka dni po tym meczu PZPN na swojej stronie internetowej wreszcie opublikował listę dziennikarzy, którzy dostali akredytacje na arcyważny mecz z Anglią.  Czytam, czytam, w pewnym momencie… O matko, ale cyrk - jestem na liście. Upewniam się kilka razy, ale naprawdę pisze tam “Piotr Stańczak, Tygodnik Skarżyski”. Musiałem wyjść na chwilę z redakcji, aby ochłonąć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Długo to do mnie nie docierało. 


Moje pamiątkowe zdjęcie w redakcji “Tygodnika Skarżyskiego” dzień przed wyjazdem na mecz Polska - Anglia w Chorzowie we wrześniu 2004 roku. Fot. Prywatne

4 września kadra zaczęła tymczasem eliminacyjne batalie. Na tak zwany pierwszy ogień poszła Irlandia Północna, z którą zagraliśmy na wyjeździe. Widać było, że biało-czerwoni wyciągnęli wnioski z wysokiej porażki z Duńczykami. W Belfaście zwyciężyli 3:0 (2:0), do siatki gospodarzy trafili: Maciej Żurawski, Piotr Włodarczyk oraz Jacek Krzynówek. Dobrze rozpoczęliśmy eliminacje, w głowie był już tylko pojedynek z Anglią. Na wyjazd do Chorzowa szykowałem się od wielu dni, wciąż jakby nie wierząc, czy to mi się czasem nie śni. Musiałem też przekonywać szefostwo redakcji, że ma to sens. Wiadomo, przez nich przemawiała “lokalność”, a mecz Polska - Anglia dla lokalnego tygodnika nie był jednak jakimś priorytetem. Może i było w tym trochę racji, ale uparłem się i ostatecznie zdecydowałem, że pojadę nawet na własny koszt. 
 
Już w dniu meczu, 8 września Anno Domini 2004. W pociągu ze Skarżyska-Kamiennej siedziałem jak na szpilkach, ale trzy godziny upłynęły szybko i zameldowałem się w Katowicach. Udałem się do hotelu w centrum, już nie pamiętam jego nazwy, tam odebrałem akredytację, którą z dumą przeglądałem z każdej strony. Popołudnie spędziłem u kuzynostwa na Załężu, na mecz udałem się pieszo, najpierw Gliwicką, potem Bracką, w stronę Wesołego Miasteczka, później już alejkami wojewódzkiego parku w Chorzowie. Piękna sprawa, maszerowałem i delektowałem się tą atmosferę. Im bliżej do Stadionu Śląskiego, tym więcej bieli i czerwieni, okrzyków “Polska, Polska!”, pisk trąbek. Piwo w ogródkach lało się strumieniami. Miałem też ochotę wypić browar, ale powstrzymałem się. - Dobra, po robocie, po meczu - stwierdziłem. Wchodząc na stadion bramką dla mediów i oficjeli na szczęście uniknąłem tłoku. 
Wszedłem w sam środek “kotła czarownic” i… Potem już nic nie było takie samo, jak wcześniej. Wchłonęła mnie ta atmosfera, trybuny, śpiewy, skandowanie, gwizdy. Stewardzi pomogli dotrzeć do biura prasowego, gdzie można było już wziąć składy Polaków i Anglików. Na trybunie prasowej każdy dziennikarz miał wyznaczone swoje miejsce. Odnalazłem własne, usiadłem i upajałem się widokiem stadionu, murawy, akurat nasi piłkarze kończyli rozgrzewkę. 
To, co potoczyło się dalej, było dla mnie już jak piękny sen. Pracowałem jak automat, w swoim notatniku skrupulatnie opisywałem akcje z jednej, drugiej strony, co się działo i w której minucie. I uśmiechałem się pod nosem, szczęśliwy, że tu właśnie teraz jestem. Co jakiś czas zastanawiam się tylko - co ja tu robię? Jak to się stało, że tu się znalazłem? Nie szukałem zresztą odpowiedzi na te pytania. Upajałem się chwilą! W 38 minucie serca jednak zadrżały, Jermain Defoe oszukał naszych obrońców i dał Anglikom prowadzenie. Na przerwę to oni schodzili zadowoleni, zresztą, w ostatnim kwadransie pierwszej odsłony przewaga wyspiarzy była wyraźniejsza. Mogłem wtedy z bliskiej dość odległości obserwować, jak swoje uwagi, poza anteną, wymieniają komentujący mecz w telewizji Dariusz Szpakowski i Grzegorz Mielcarski. Zacząłem delikatnie obserwować innych dziennikarzy, jak pracują, co robią w czasie przerwy. 
 
Wyszedłem tylko do WC, na chwilę do biura prasowego, ale chciałem jak najszybciej zjawić się na trybunie, żeby dalej chłonąć tę atmosferę. Całe szczęście, że zasiadłem wcześniej, nie musiałem nigdzie się przepychać i w 48 minucie… widziałem z góry Kamila Kosowskiego, który podaje piłkę Maciejowi Żurawskiemu, a ten celuje w samo okienko bramki Paula Robinsona. Jeeeeeest! Mamy 1:1. Podrywają się nasi kibice, podrywają i dziennikarze, wpadam w objęcia swojego sąsiada, on w moje! Nasza radość nie trwa jednak długo, dziesięć minut później akcja Anglików przenosi się pod naszą bramkę, niefortunnie interweniuje nasz obrońca Arkadiusz Głowacki. Piłka trzepoce w siatce… Przegrywamy 1:2… - Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało! - skandują biało-czerwone trybuny. Staramy się, ale Anglicy tego wieczoru okazują się drużyną lepszą, o tę nieszczęsną jedną bramkę. Gary Neville, John Terry, David Beckham, Steven Gerrard, Frank Lampard, Michael Owen - nazwiska ówczesnych gwiazd rywala można wymienić jednym tchem. Włoski sędzia Stefano Farina gwizdnął wreszcie po raz ostatni… Nie miałem jednak czasu analizować szczegółowo tego meczu. Za chwilę na konferencji pojawili się trenerzy: Paweł Janas, Szwed Sven Goran Eriksson, który był selekcjonerem Anglików oraz rzecznik PZPN Michał Kocięba, który prowadził konferencję. “Fajerwerków” w wypowiedziach nie było, trochę kurtuazji, wiadomo było, że to Eriksson jest tym wygranym. Janas był smutny, niepocieszony, zamyślony, choć przyznał, że przegraliśmy przecież z jedną z najlepszych drużyn świata. 
W drodze powrotnej na Załęże zamówiłem już taksówkę, zatrzymała się nieopodal Alei Żyrafy. Przenocowałem u kuzynek, ale tak naprawdę zaliczyłem może cztery godziny snu. Z wrażenia jeszcze długo huczało mi w głowie, cały czas rozgrywałem te akcje, rozpamiętywałem, co działo się na Śląskim. 
Nawet rankiem, gdy o szóstej gnałem na pociąg, na dworzec w Katowicach, po drodze zaopatrując się w “Przegląd Sportowy”, “Sport” oraz “Dziennik Zachodni”. Miałem na sobie jeszcze biało-czerwony szalik. Do przedziału wszedł młody, postawny gość. Spojrzał wtedy na mnie z ciekawością i pyta: - Z meczu?
- Tak - odpowiadam.
- Też byłem, tylko po drugiej strony, jako ochrona - dodał. Już nie kontynuowaliśmy dyskusji, bo uciął sobie drzemkę. Ja nie byłem w stanie tego zrobić aż do powrotu do domu w Skarżysku. W czasie podróży nadal rozgrywałem “w głowie” to spotkanie z Anglikami. Mieszały mi się te obrazki - z dzieciństwa, z meczów pod lasem i ta atmosfera Śląskiego. - Koniecznie to muszę powtórzyć - postanowiłem. Uprzedzę fakty - słowa danego samemu sobie dotrzymałem. 
PIOTR STAŃCZAK
 
Skrót meczu Polska - Anglia w 2004 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie.


Więcej podobnych historii można przeczytać także w mojej książce - ebooku "Na biało-czerwonym szlaku", link do niej znajdziecie na stronie głównej bloga. Czy pojawi się ona w wersji drukowanej w księgarniach? Możesz dołożyć do tego swoją cegiełkę. Jak wesprzeć mój projekt? Szczegóły znajdziecie tutaj WSPIERAM TO. Książka "Na biało-czerwonym szlaku"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dawne gwiazdy futbolu uświetnią 100-lecie Klubu Sportowego Warka. Będzie wielka feta

PIŁKA NOŻNA. Klub Sportowy Warka obchodzi 100-lecie istnienia. Wielka impreza jubileuszowa odbędzie się w sobotę 24 czerwca. Wśród uczestników jest Reprezentacja Gwiazd Piłkarzy Polskich. Jej mecz z oldbojami Warki komentować będzie Dariusz Szpakowski. 

Dawne piłkarskie gwiazdy zagrają dla chorego Tymusia w Grodzisku Mazowieckim

PIŁKA NOŻNA. Trwa już odliczanie do charytatywnego turnieju na rzecz chorego Tymusia, który odbędzie się 27 stycznia 2024 roku w Grodzisku Mazowieckim koło Warszawy. Wystąpi między innymi Reprezentacja Gwiazd Piłkarzy Polskich. 

Reprezentacja Gwiazd uświetni jubileusz Orła Łowyń. Zagrają dawni kadrowicze i ligowcy!

PIŁKA NOŻNA. Reprezentacja Gwiazd Piłkarzy Polskich rozpoczyna cykl wiosennych spotkań. Na początek będą mogli obejrzeć ją kibice w Łowyniu w Wielkopolsce. Dawni kadrowicze czy też uczestnicy Ligi Mistrzów oraz znani polscy ligowcy uświetnią 75-lecie tamtejszego klubu Orzeł!