11-letni Euzebiusz Smolarek podbijający piłkę razem z ojcem Włodzimierzem i starszym bratem Mariuszem. Radość i pasja oraz wrażenie, jakby to działo się dziś...
Włodzimierz Smolarek przygląda się popisom małego Euzebiusza, w środku jego starszy syn Mariusz. Ten rodzinny trening miał miejsce jesienią 1992 roku w Holandii. Foto Dariusz Górski
W listopadzie 1992 roku wysłannicy "Przeglądu Sportowego" gościli w Holandii u rodziny Smolarków. Senior rodu, Włodzimierz, medalista mundialu w Hiszpanii, kilka tygodni wcześniej zakończył grę w reprezentacji Polski, po raz ostatni w biało-czerwonych barwach zagrał przeciwko Holendrom w Rotterdamie. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2. Smolarek wszedł na boisko w drugiej połowie, zmieniając Wojciecha Kowalczyka, strzelca pierwszego gola dla biało-czerwonych. Miał szansę pokonać bramkarza gospodarzy Stanleya Menzo i dać naszej reprezentacji prowadzenie 3:2, ale golkiper "Oranje" wyszedł z tego starcia obronną ręką. Ostatni mecz Włodzimierza w drużynie narodowej oglądała z trybun jego rodzina. - Wszyscy wiedzieli już wtedy, że to ostatni, symboliczny mecz taty w
reprezentacji Polski. Wcześniejszych jego spotkań w kadrze nie pamiętam,
gdyż byłem za mały. Do meczu w Rotterdamie polscy piłkarzy
przygotowywali się zresztą w moich stronach, tam gdzie mieszkałem.
Znałem to boisko od podszewki - opowiadał mi nie tak dawno Euzebiusz Smolarek. On kontynuował rodzinną tradycję i dziesięć lat po ostatnim spotkaniu swego ojca zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski. Na początku XXI wieku to "Ebi" był ulubieńcem polskich kibiców, kiedy zdobywał pamiętne gole w meczach z Portugalią czy Belgią. On z reprezentacją zagrał w mundialu w Niemczech w 2006 oraz Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Dziś jest prezesem Polskiego Związku Piłkarzy.
Włodzimierz Smolarek zmarł w 2012 roku. Miał 56 lat. Wciąż żyje w pamięci kibiców. Kiedy piszę te słowa, jest 4 lipca, dokładnie czterdzieści lat po meczu Polska - Związek Radziecki w Mistrzostwach Świata w Hiszpanii. Padł remis 0:0, który dał nam awans do półfinału turnieju. Smolarek, aby zyskać na czasie, wbiega z piłką do narożnika, umiejętnie zastawia ją ciałem czym doprowadza do wściekłości rywali. Swój i zarazem drużyny cel osiąga, czas płynie, sowieccy piłkarze przez długi czas nie mogą mu tej futbolówki odebrać. Nie tak łatwo było wygrać fizyczną walkę z Włodzimierzem Smolarkiem, zawodnikiem silnym, dobrze zbudowanym.
Mariusz, starszy syn Włodzimierza i brat Ebiego także grał w piłkę w drużynie juniorów Feyenoordu Rotterdam. Niestety, w wieku 16 lat odniósł kontuzję, złamał nogę i potem już nigdy nie powrócił do dawnej dyspozycji, zaś w piłkę grał tylko amatorsko. Dziś spełnia się - jak opowiedział mi Euzebiusz - jako trener tenisa ziemnego.
Zdjęcie, które Wam przedstawiam pozwala przenieść się w podróż - 30 lat wstecz. Publikuję je dzięki uprzejmości Macieja Polkowskiego, byłego redaktora naczelnego "Przeglądu Sportowego", który jesienią 1992 roku odwiedził rodzinę Smolarków w Holandii razem z fotoreporterem tej gazety Dariuszem Górskim (synem Kazimierza). Właściwie to ono nie wymaga komentarza, piękna chwila zatrzymana w kadrze. Miłość do piłki w czystej postaci.
POLECAM:
- Euzebiusz Smolarek: podczas meczu z Portugalią wiedziałem, że to może być mój wieczór
- Andrzej Strejlau: w czasie pamiętnego meczu w Rotterdamie trzęśliśmy się z zimna
- Peter van Vossen: przeciwko Polsce zagrałem w ataku ze swym idolem. Wcześniej podziwiałem go w telewizji
Włodzimierz Smolarek z piłką w narożniku podczas meczu Polska - ZSRR w 1982 roku.
Wiele takich piłkarskich wspomnień i historii znajdziecie w mojej książce "Na biało-czerwonym szlaku". Czy ukaże się w wersji drukowanej? Możesz pomóc! Szczegóły tutaj WSPIERAM TO. Książka "Na biało-czerwonym szlaku"
Komentarze
Prześlij komentarz