Gunnar Halle: po awansie do mistrzostw świata na ulicach Oslo panowało szaleństwo a w pubach brakowało miejsc
Gunnar Halle to były znakomity obrońca piłkarskiej reprezentacji Norwegii. 29 lat temu razem z kolegami z kadry świętował historyczny awans do mistrzostw świata. Jak wspomina mecz z Polską w Oslo, który miał miejsce 22 września 1993 roku? Czym zajmuje się obecnie?
Gunnar Halle, były obrońca reprezentacji Norwegii, oprócz tego, że trenuje dziś młodzież, jest też zapalonym podróżnikiem. Fot. Facebook/Gunnar Halle
1993 roku był okresem wielkiego przełomu. Norweski futbol wyszedł z niebytu, choć też, niestety dla nas, Polaków, dokonaliście tego naszym kosztem, ogrywając biało-czerwonych 1:0. Wraca pan czasem pamięcią do tamtego spotkania, po którym świętowaliście awans do mundialu w Stanach Zjednoczonych?
- Całe kwalifikacje do mistrzostw były dla nas niezwykle udane. Warto przy tym podkreślić, że przed ich rozpoczęciem nikt w piłkarskim świecie nie spodziewał się, że możemy czegoś takiego dokonać. Nasz wynik był zaskoczeniem dla wielu kibiców, obserwatorów, naszych przeciwników. Pyta pan, czy wracam pamięcią do tamtego wieczoru, kiedy wywalczyliśmy awans? Oczywiście do dziś widzę kibiców fetujących razem z nami na ulicach w centrum Oslo. Myślę, że ci, którzy uczestniczyli w tym święcie, towarzyszyli nam podczas przejażdżki w mieście, także z sentymentem wspominają tamte chwile. W pubach nie było wolnych miejsc, ludzie świętowali na ulicach, w parkach, w domach, gdzie tylko mogli się spotkać.To był, jak pan słusznie zauważył, historyczny czas dla norweskiej piłki. Po raz pierwszy jako reprezentacja, jako kraj cieszyliśmy się promocją do mundialu. Pamiętam nagłówki gazet, zdjęcia radujących się kibiców, które pojawiły się w Norwegii następnego dnia. Te obrazki będą towarzyszyły mi na zawsze.
Mecz 22 września 1993 roku w Oslo był bardzo dramatyczny. Tuż po tym, kiedy Jostein Flo dał Norwegii prowadzenie w 53 minucie, czerwoną kartkę (za faul na Romanie Koseckim poza polem karnym) otrzymał wasz bramkarz Erik Thorstvedt, ale kilkadziesiąt sekund później siły się wyrównały, z boiska za popchnięcie rywala wyleciał nasz kapitan Roman Szewczyk. Losy meczu ważyły się do ostatnich sekund.
- Tak, to było emocjonujące spotkanie. Na pewno gol, którego strzeliliśmy na 1:0 ułożył mecz po naszej myśli, Polacy musieli się odkryć, zagrać bardziej otwartą piłkę, a to stwarzało szansę i dla nas.
Pamiętam, że mecze z Polską zawsze były twarde, zacięte, mieliście dobry zespół. Tak, tamten pojedynek w Oslo trzymał w napięciu, dopiero po końcowym gwizdku te emocje zaczęły z nas schodzić i uświadamialiśmy sobie, czego dokonaliśmy. To było fantastyczne uczucie.
Czy zapamiętał pan szczególnie któregoś z ówczesnych polskich piłkarzy?
- Najlepiej kojarzyłem Roberta Warzychę, który występował w Evertonie Liverpool, w Premier League. Ja w tamtym okresie grałem w Oldham. W Oslo stanęliśmy naprzeciwko siebie. Muszę wspomnieć, że oglądałem też w telewizji mecze słynnej polskiej drużyny z lat 70., pamiętam Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Latę, Kazimierza Deynę. Ze współczesnych oczywiście najbardziej kojarzę świetnego napastnika Roberta Lewandowskiego. Wielu waszych topowych zawodników grało w minionych latach w niemieckiej Bundeslidze czy też innych krajach.
Mecz z Polską 29 lat temu był dla was właściwie tylko potwierdzeniem siły, bo przecież przez rok eliminacyjnej batalii prowadziliście w grupie eliminacyjnej wyprzedzając nie tylko naszą reprezentację, ale także silne ekipy Anglii, Holandii, dalej w tabeli znajdowały się Turcja oraz San Marino.
- Tak, tamte eliminacje były dla nas fantastyczne, zresztą zwyciężaliśmy od początku i tę wysoką formę utrzymywaliśmy cały czas. Myślę, że nie bez znaczenie pozostawał fakt, iż większość naszych czołowych piłkarzy występowało wtedy w klubach zagranicznych, w silnych ligach, co w poprzednich latach było raczej wyjątkiem. Tam zbieraliśmy cenne doświadczenia. Byliśmy więc gotowi do rywalizacji z najlepszymi, wielu z nas zaprawionych w bojach w lidze angielskiej. Liczę na to, że ta tendencja w norweskim futbolu powróci teraz, po latach i nowe pokolenie na czele z Erlingiem Haalandem czy Martinem Odegaardem znów nawiąże do dawnych sukcesów. My może jeszcze 30 lat temu nie posiadaliśmy wielkich gwiazd na światową skalę, ale jako zespół, grupa ludzi, byliśmy groźni dla każdego, nawet tych największych potęg.
Duża w tym zasługa waszego ówczesnego selekcjonera Egila Olsena. W czym tkwił fenomen popularnego "Drillo", bo tak nazywano norweskiego szkoleniowca ze względu na jego zamiłowanie - jako piłkarza - do dryblowania?
- Był świetnym motywatorem, wiedział, jak do nas dotrzeć, abyśmy uwierzyli, że jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi, pokazał nam tę drogę. Doskonale zorganizował nasz zespół, był dobrym analitykiem. Oczywiście wiele uwagi poświęcaliśmy grze w defensywie, stałym fragmentom gry, styl, jaki prezentowaliśmy, nie był może jakiś fantastyczny, ale przynosił rezultaty. Potrafił też dobrać odpowiednich zawodników do naszego systemu gry.
W ciągu roku pokonaliście u siebie Holandię 2:1, Anglię 2:0 i Polskę 1:0. Porównajmy może - który z tych meczów był najlepszy w waszym wykonaniu?
- Myślę, że dla kibiców najciekawsze było spotkanie z Anglikami, głównie z tego względu, że brytyjski futbol cieszył się w Norwegii bardzo dużym zainteresowaniem, zresztą wielu z nas, ówczesnych reprezentantów kraju, występowało właśnie w tamtejszych klubach. Ja też zaliczałem się do tego grona. Także dla nas, piłkarzy, ten mecz był szczególnie emocjonujący, bo przyszło nam mierzyć się z przeciwnikami, z którymi co tydzień walczyliśmy w lidze angielskiej i dobrze się znaliśmy. Po tym zwycięstwie mogliśmy wrócić do swych klubów z podniesionymi głowami. Mecz z Polską dał nam awans, więc też przeszedł do historii i wiąże się z miłymi wspomnieniami.
W 2001 roku sytuacja się odwróciła, Norwegia dwukrotnie przegrała z Polską (2:3 w Oslo i 0:3 w Chorzowie) i wówczas to my cieszyliśmy się z awansu do mundialu. Wasza reprezentacja znalazła się w kryzysie, choć posiadała przecież znanych zawodników, jak John Carew, Tore Andre Flo, Ole Gunnar Solskjaer. Oni stanowili o sile ofensywnej Norwegii. Co się stało, jaka była przyczyna tego kryzysu?
- W Norwegii mieliśmy prawo czuć zawód z tego powodu, że nie zakwalifikowaliśmy się do mistrzostw świata, tym bardziej, że przecież posiadaliśmy świetnych piłkarzy, szczególnie napastników, których pan wymienił, oni występowali w znanych i silnych klubach.
Z drugiej strony w naszej reprezentacji następowała wówczas pokoleniowa zmiana, nasz futbol dotknął kryzys, tak naprawdę na wiele lat. Mam nadzieję, że to się odwróci.
Pan z reprezentacją wystąpił w dwóch mundialach - w USA w 1994 roku oraz cztery lata później we Francji. Jak pan wspomina te wielkie imprezy?
- W czasie mistrzostw w Ameryce było bardzo gorąco (śmiech). Co mogę powiedzieć, w trakcie tego turnieju wiele rzeczy było dla nas nowych, stadiony, miasta, cała ta otoczka. Byliśmy debiutantem na takim turnieju, ale atmosfera w naszej ekipie była świetna. Cztery lata później we Francji mieliśmy już większe doświadczenie jako zespół, największym naszym osiągnięciem z tamtego turnieju było zwycięstwo z Brazylią 2:1, która broniła tytułu mistrza świata. Ten mecz też przeszedł do historii norweskiego futbolu. Zresztą co tu mówić - każdy piłkarz marzy o występie na takiej imprezie, wśród najlepszych na świecie. Te wspomnienia towarzyszą mi cały czas mimo upływu lat, to jest coś, co zapamiętam do końca życia.
Spotykacie się często po latach? Mówię o byłych reprezentantach Norwegii lat 90.
- Tak, choć może nie są to jakieś częste spotkania. Większość z nas natomiast nadal działa w piłce nożnej, w różnych rolach - trenerów czy menedżerów, dyrektorów sportowych i choćby z tej racji możemy się spotkać i powspominać lata spędzone na boisku.
Dziś swoje doświadczenia z boiska wykorzystuje pan jako trener reprezentacji Norwegii do lat 17, prowadzi pan zespół chłopców. Jak sobie radzicie?
- Jako trener pracujący w norweskiej federacji piłkarskiej pracowałem już wcześniej także z reprezentacjami do lat 15, 16 i 19 oraz w sztabie kadry kobiet. Nasze zespoły nawiązują walkę z rówieśnikami z innych kraków, kwalifikujemy się do finałowych turniejów w różnych kategoriach wiekowych.
Przed młodzieżą wiele pracy, ale to ona jest przyszłością ligi norweskiej, ci zdolniejsi mogą też zaistnieć poza granicami naszego kraju. Na początkiem wspominałem o Haalandzie i Odegaardzie, ci zawodnicy także stanowią dla młodych wzór, pokazują, że warto pracować i rozwijać się.
To współcześni idole norweskiej, futbolowej młodzieży. Na kim pan się wzorował jako młody chłopak?
- Na legendzie angielskiego futbolu Kevinie Keeganie. To były świetny zawodnik, a potem trener reprezentacji Anglii.
Przed nami finały mistrzostw świata w Katarze. Wprawdzie zabraknie w nich reprezentacji Norwegii, ale na pewno będzie pan śledził ten turniej - inny niż dotychczasowe ze względu na porę roku, będzie rozgrywany w grudniu i listopadzie, po raz pierwszy w tej części świata. Czego pan się spodziewa?
- Zawsze, kiedy mierzą się ze sobą najlepsze drużyny świata, to emocje są gwarantowane. Myślę, że od strony czysto piłkarskiej możemy spodziewać się bardzo dobrego futbolu. Drużyny będą natomiast musiały poradzić sobie w innych warunkach klimatycznych, to jest na pewno nowość i rzeczywiście - nie jest łatwo przywyknąć do tego, że mistrzostwa świata odbędą się w listopadzie i grudniu (śmiech).
Kto jest pańskim faworytem tego mundialu?
- Wszystko jest sprawą otwartą. Na pewno liczyć się będą Francja, Brazylia, Niemcy, może także Hiszpania, ale ciężko dziś coś przewidywać i wskazywać największego faworyta. Jak już powiedziałem, na takiej imprezie spotykają się najlepsi piłkarze świata i wiele może się wydarzyć.
Dziękuję za rozmowę.
PIOTR STAŃCZAK
Gunnar Halle (rocznik 1965) pochodzi z Larviku. Jest wychowankiem tamtejszego klubu Larvik Turn. Grał także w Lillestroem SK a potem w lidze angielskiej - w Oldham Athletic, Leeds United, Bradford City, Wolverhampton Wanderers. Był obrońcą. W pierwszej reprezentacji Norwegii występował w latach 1987-99. Rozegrał w niej 64 mecze, strzelił 5 goli. Z drużyną narodową brał udział w mistrzostwach świata w USA w 1994 oraz we Francji w 1998 roku. Jako trener lub asystent trenerów pracował w klubach norweskich: Aurskog, Lillestroem, Viking FK, Lyn, Molde FK, Strommen. Szkolił też różne grupy wiekowe w juniorskich i młodzieżowych reprezentacjach Norwegii a także był drugim trenerem reprezentacji kobiet w swoim kraju. Obecnie opiekuje się kadrą chłopców do lat 17.
Skrót meczu Norwegia - Polska (1:0), który odbył się 22 września 1993 roku w Oslo.
POLECAM:
- Jostein Flo: Roberto Carlos pytał mnie, dlaczego nie gram w koszykówkę
- Kiko Narvaez: Po igrzyskach olimpijskich w Jerez de la Frontera witały mnie tysiące kibiców. Dotarło do mnie, że dokonałem czegoś niesamowitego
- Kim Vilfort: Mistrzostwo Europy w 1992 roku było przełomem dla całego duńskiego futbolu
- Andreas Brehme: w czasie mistrzostw świata we Włoszech byliśmy jednością i mieliśmy "Cesarza"
- Radek Bejbl, legenda czeskiej piłki: atmosfera w czasie finałów Euro 1996 była znakomita
Komentarze
Prześlij komentarz