PIŁKA NOŻNA. Polscy piłkarze, remisując z Francją 1:1 w swym ostatnim meczu w niemieckich finałach Euro 2024, uratowali honor. Uwierzcie mi jednak, nie chcę już cieszyć się z okazyjnych remisów z europejskimi potęgami. Jeśli mamy w przyszłości jeździć na wielkie turnieje, to nie tylko po satysfakcję, że komuś pokrzyżowaliśmy szyki a sami wcześniej przegraliśmy swoją szansę.
Bramkarz Łukasz Skorupski (w środku, z numerem 1) pokazał, że już teraz jest silnym punktem reprezentacji Polski. Fot. Piotr Stańczak.
Pożegnanie Polski z Euro wypadło honorowo, ale remisu z Francją nie możemy traktować jako czegoś, co pozwala naszą kadrę wytłumaczyć z jej dorobku w mistrzostwach. Rozegraliśmy trzy mecze, zdobyliśmy jeden punkt, strzeliliśmy trzy gole a straciliśmy dwa razy więcej, z czego połowę wbili nam Austriacy. Tak, wiem, awansowaliśmy po barażach, jako jedni z ostatnich w Europie, ciężko było mieć wielkie oczekiwania, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że najbardziej uskrzydleni w tym turnieju to byliśmy na początku meczu z Holandią i pod koniec starcia z Francją. We wtorek, w potyczce z Le Bleus, okazało się, że po wyrównującym golu Roberta Lewandowskiego, mogliśmy nawet pokusić się o zwycięstwo nad zaskoczonymi Francuzami.
Poprawimy sobie humory i co dalej?
Co działo się z kadrą w tak zwanym międzyczasie? Nie potrafiła zawalczyć o swoje i już! Piłkarska Europa nie będzie dłużej niż kilka godzin zachwycać się nami (jeśli w ogóle) z tego powodu, że ugraliśmy jeden punkt w potyczce z zespołem Didiera Deschampsa. Tak do historii piłkarstwa nie przejdziemy, co najwyżej tylko na chwilę sami sobie poprawimy humory. Amen!
Na palcach jednej ręki możemy odnotować sytuacje, kiedy na dłużej spychaliśmy rywali do defensywy, potrafiliśmy ich zaskoczyć i z czystym sumieniem mogliśmy powiedzieć, że korzystnego wyniku nie zawdzięczamy bramkarzom - Wojciechowi Szczęsnemu czy Łukaszowi Skorupskiemu. To chyba jednak za mało, nie po to jedzie się na mistrzostwa Europy, aby cieszyć się pojedynczymi momentami dobrej gry.
Niech ten remis nas nie uśpi
Chciałbym więc zaapelować do trenera, piłkarzy ale i kibiców, aby remis z Francją ich nie uśpił i nie przyniósł więcej powodów do optymizmu niż tak naprawdę powinien. Tak samo nie po to jedzie się na wielki turniej, aby zagrać "tchórzliwie", defensywnie i potem wspominać, że jednak po 36 latach znów awansowaliśmy do 1/8 finału mundialu (mowa o mistrzostwach w Katarze). Nic to, że "zęby bolały" od patrzenia na grę Polaków - ważne, że wyszliśmy z grupy... Czesławowi Michniewiczowi już nikt tego nie zabierze, choć pytania o styl będzie jeszcze dostawał przez długie lata.
Co turniej, to wyciągamy wnioski
Michał Probierz jako selekcjoner swoją szansę w Euro przegrał, ale pozostanie na stanowisku, pod jego wodzą reprezentacja powalczy jesienią w Lidze Narodów ze Szkocją, Chorwacją i Portugalią. Później przyjdzie jej bić się o awans do mundialu 2026 w Kanadzie, Meksyku i USA. Mam nadzieję, że trener i piłkarze wyciągną wnioski po tym Euro, choć sam przyznam - boję się o to. Akurat wnioski to my wyciągamy już od lat po każdym przegranym turnieju i potem niestety różnie bywa. Nie jestem zwolennikiem zwalniania Probierza, o ile oczywiście jesienią i w 2025 roku obroni się wynikami. Już nie garniturami, ale właśnie wynikami.
Jaki jest nasz styl?
Polska reprezentacja ma problemy od wielu już lat. Trudno jednoznacznie określić, jaki jest nasz styl gry, bo dziś nie jesteśmy mocni ani w ataku pozycyjnym ani w grze z kontry. Czasem uda się coś fajnie rozegrać kombinacyjnie i wychodzą z tego dobre rzeczy, ale właśnie słowem kluczem jest to "czasem". Brakuje powtarzalności, wypracowanych schematów. Nie potrafimy na dłużej narzucić przeciwnikowi swojego stylu gry, kiedy pozwalamy się spychać na własną połowę, to i o błędy w defensywie jest łatwo. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że na przełomie właśnie tych lat skórę najczęściej ratowali nam bramkarze, głównie Szczęsny, bo efekty mogły być jeszcze gorsze.
W czasie meczów, tak to chyba fachowo nazywamy, polscy piłkarze mają problem z płynnym przechodzeniem z jednej do drugiej fazy spotkania. Jeśli już rywal zepchnie nas do obrony tuż po pierwszym gwizdku, to bardzo ciężko nam się podnieść. Czyżbyśmy nie mieli wypracowanych różnych wariantów gry, na taką a nie inną okoliczność, z dzisiejszą wiedzą o futbolu, nowinkami technologicznymi? Czy naprawdę dopiero po nieudanym meczu "o wszystko" przekonujemy się, że np. Adam Buksa i Krzysztof Piątek, jako duet napastników bardziej sobie przeszkadzają niż pomagają? Co w takim razie ćwiczyli piłkarze na zgrupowaniach i treningach? Dodajmy piłkarze, którzy przecież nie spotkali się "na kadrze" po raz pierwszy czy drugi w życiu, tylko trochę czasu już w niej wspólnie spędzili.
Co, zrobić, gdy gra się nie klei
Dodam, że przecież wielu naszych kadrowiczów już nie jest nowicjuszami i takie potrzeby powinny być dla nich oczywistością. Czy z kolei rozbudowane do granic wytrzymałości sztaby szkoleniowe reprezentacji potrafią takie warianty wypracować, pokazać piłkarzom jak wychodzić z opresji, kiedy na boisku nie ma Roberta Lewandowskiego albo coś się nie klei? To wielki piłkarz, ale cudotwórcą już nie będzie.
Czy owi sztabowcy potrafią wskazać najsłabsze punkty danego przeciwnika, aby przekazać zespołowi, gdzie, w jakie czułe miejsce uderzyć? Tak wiem, zwolennicy Probierza wskażą, że przecież drużyna wygrała baraże, w których liczy się wynik, nie piękno. Owszem, ale potem przychodzi duży turniej do rozegrania i tu korzystnego wyniku nie osiągnie się już dzięki wybijance i ladze na Roberta, licząc w międzyczasie, że na pewno coś wybroni Szczęsny (albo Skorupski).
Czym mamy straszyć i zaskakiwać?
Nasza drużyna nie ma tej wartości dodanej, elementu gry, który zaskoczy przeciwnika, albo sprawi, że będzie on zwyczajnie ostrożniejszy i hamujący swoje zapędy w ofensywie. Nie potrafimy dłużej utrzymać się przy piłce, szczególnie na połowie rywala. Niecelne podania w czasie szybkiego rozegrania akcji to od lat jest duża zmora polskich piłkarzy. Graczy czujących się dobrze w pojedynkach "jeden na jeden" to możemy wyliczyć na palcach, no właśnie, też jednej ręki. Wiele do poprawy jest w kwestii strzałów z dystansu, bo tu właściwie błyszczeli od czasu do czasu tylko Piotr Zieliński czy Jakub Piotrowski.
Co nas spotka na tej drodze?
Polacy muszą budować jakościową drużynę, nie tylko taką, która będzie cieszyła się tym, że oto kogoś tam od czasu do czasu zaskoczyła i ogólnie sprawiła dobre wrażenie. Na boisku też chcę zobaczyć grupę walczaków, kiedy trzeba, to wychodzących na rywala "z ogniem w oczach i nożami w zębach". Tego w ostatnich latach brakuje. Chcę wreszcie oglądać drużynę, która mnie właśnie porwie i przekona do siebie swoim charakterem, ale już nie w meczach o przysłowiowy honor czy wtedy, gdy uspokojony i rozluźniony przeciwnik pozwoli na odrobinę więcej.
Nie wiem, czy remis z wicemistrzami świata w Dortmundzie przyniesie jakiś przełom. Może tak a może nie. Przyjdzie wrzesień, Liga Narodów i wtedy już okaże się, w jakim kierunku zmierzamy. Ja wierzę selekcjonerowi, że "nie zboczy z obranej drogi" skoro sam tak zapowiada, tylko jeszcze nie wiem, co jego i nas wszystkich na tej drodze spotka.
POLECAM:
Komentarze
Prześlij komentarz