Przeciętny kibic może raczej nieszczególnie "podniecać się" meczem Polski z Kazachstanem, nawet jeśli jest zwycięski. Ten, który miał miejsce 13 października 2007 roku w eliminacjach do Euro 2008 obfitował jednak w tak wiele różnych wydarzeń, że przeszedł do historii.
Zwycięski marsz ku mistrzostwom Europy w Austrii i Szwajcarii reprezentacja pod wodzą Holendra Leo Beenhakkera rozpoczęła od meczu z Kazachstanem, ale rok wcześniej, w Ałmatach kiedy pokonaliśmy gospodarzy 1:0 po golu Euzebiusza Smolarka. Cztery dni później biało-czerwoni rozegrali słynny pojedynek z Portugalią w Chorzowie (2:1). Potem już w każdym kolejnym meczu udowadniała, że będzie liczyła się w walce o pierwszy w historii awans do finałów mistrzostw Europy. Kiedy we wrześniu 2007 roku zremisowała w Lizbonie z Portugalią 2:2, stało się jasne, że może nawet wygrać eliminacyjną grupę. Październikowe starcie rewanżowe z Kazachami na starym stadionie przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie jawiło się więc jako to, gdzie trzeba po prostu sięgnąć po trzy punkty i czekać na finisz eliminacji. Mało kto spodziewał się jednak, że może dostarczyć takich emocji!
Musimy zacząć od tego, że pierwsza połowa meczu na stadionie Legii, była kiepska w wykonaniu naszej reprezentacji. Śmielej za to zaczęli sobie poczynać Kazachowie, jeden z ich groźnych wypadów w 20 minucie zakończył się zdobyciem gola (autorem był Biakow). Schodzących na przerwę do szatni polskich piłkarzy żegnały gwizdy. Miał być mecz pod pełną ich kontrolą, a tymczasem zrobiło się nerwowo i nieciekawie. Niektórzy mogli przeżywać deja vu - wszak podobny przebieg miało spotkanie z Łotwą na tym samym stadionie, tyle, że pięć lat wcześniej (przegrane 0:1).
To, że losy tego meczu odmieniły się całkowicie po przerwie zawdzięczamy przede wszystkim naszej drużynie, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że chyba nie tylko... Czasem na piłkarskich stadionach dzieją się różne nieoczekiwane sytuacje, które zmieniają bieg historii. Oto bowiem kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy na obiekcie... zgasło światło. Zapadła ciemność. Nastąpiła awaria oświetlenia. Mecz został przerwany. Ekipy techniczne przystąpiły do działania i to one przez ponad dwadzieścia minut były głównymi bohaterami spotkania, nie piłkarze.
Awaria światła w drugiej połowie meczu Polska - Kazachstan.
Awarię wreszcie usunęły, choć pytań o jej powód było mnóstwo, szczególnie, że chodziło jednak o mecz międzypaństwowy. Gdy wreszcie jasność powróciła, zobaczyliśmy w akcji całkiem inny polski zespół. Głównym aktorem widowiska stał się Euzebiusz Smolarek. W odstępie dziesięciu minut (od 56 do 66) trzy razy wpisał się na listę strzelców! Publiczność przy Łazienkowskiej tym razem szalała, rozbici Kazachowie nie byli w stanie już nic zrobić. "Ebi" niejako równolegle rozgrywał swoją prywatną batalię z... holenderskim szkoleniowcem Kazachstanu Arno Pijpersem, ale o co w niej chodziło, opowiedział dopiero po końcowym gwizdku. Przypomniał mi o tym w niedawnym wywiadzie.
- Przed laty prowadził drużynę juniorów Feyenoordu Rotterdam i chciał
odesłać mnie do innej drużyny, że niby byłem za słaby. Nie zgodziłem się
na to i po latach, gdy akurat spotkaliśmy się przy okazji meczu
reprezentacji, chciałem mu udowodnić, że mylił się oceniając moją
przydatność do zespołu juniorów. Ja wówczas miałem 17 lat i wyróżniałem
się wśród rówieśników. Część chłopaków zdecydowało się odejść z
Feyenoordu do klubu Exelcior, bo obiecywano im, że później wrócą i
dostaną szansę gry w pierwszym zespole. Nie byłem do tego przekonany,
zresztą tata też mówił mi: Ebi, zostań, poczekaj na swoją szansę,
będziesz się wyróżniał, trener pierwszego zespołu da ci szansę. Tym
trenerem był właśnie Leo Beenhakker. Po meczu z Kazachstanem tamten
szkoleniowiec przypomniał sobie o mnie. Jak to się mówi - historia
zatoczyła koło. Początkowo myślałem, żeby strzelić choć jedną bramkę,
kiedy to mi się udało, to myślałem - muszę zdobyć kolejną i następną! - opowiadał syn Włodzimierza Smolarka. Warto dodać, że zemstę nasz reprezentant zaczął tak naprawdę rok wcześniej, kiedy w Ałmatach strzelił jedynego gola. W sumie więc wbił Kazachom cztery bramki w dwumeczu. Cały wywiad z "Ebim" na moim blogu znajdziecie poniżej:
POLECAM:
Skrót meczu Polska - Kazachstan (3:1), który odbył się 13 października 2007 roku na starym stadionie Legii Warszawa przy ulicy Łazienkowskiej.
Tytuły pomeczowych relacji w naszych mediach odnosiły się najczęściej do autora hat tricka i awarii oświetlenia. "Najpierw była ciemność, a potem... Smolarek" - głosiły nagłówki gazet. Faktycznie, spotkanie miało jakby dwa całkowicie inne oblicza, a jedno od drugiego dzieliły problemy ze światłem. Inna sprawa, że był to w ogóle jeden z ostatnich pojedynków reprezentacji na tym obiekcie. Kilka lat później Legia doczekała się nowego stadionu, potem powstały stadiony na Euro 2012 i z podobnymi historiami już nie mieliśmy do czynienia.
Jesienią 2007 roku reprezentacja pod wodzą Beenhakkera wywalczyła upragniony awans do finałów Mistrzostw Europy, stało się to nieco ponad miesiąc od meczu z Kazachami. 17 listopada na Stadionie Śląskim w Chorzowie Polacy świętowali po zwycięstwie 2:0 nad Belgami. Oba gole były dziełem - a jakże - Euzebiusza Smolarka.
POLECAM:
Komentarze
Prześlij komentarz