PIŁKA RĘCZNA. Dokładnie trzydzieści lat temu, 14 kwietnia 1993 roku Polska niespodziewanie pokonała faworyzowaną Szwajcarię 24:22 w dawnej hali Iskry Kielce przy ulicy Krakowskiej. Tamten mecz "biało-czerwonych" w eliminacjach do Mistrzostw Europy wspominają byli reprezentanci naszego kraju - Zbigniew Plechoć i Piotr Król.
Czasy nie były łatwe, kilka lat po upadku komuny w Polsce sport musiał rodzić się jakby od nowa, z różnym skutkiem. Kielce już wtedy miały swoją dumę i chlubę - piłkarzy ręcznych Iskry Kielce. Zanim podopieczni Edwarda Strząbały sięgnęli jednak po pierwszy, historyczny tytuł mistrza kraju, miejscowi kibice przeżyli duże emocje w wydaniu reprezentacyjnym.
Nasza kadra narodowa, którą prowadził wówczas Bogdan Kowalczyk w meczu eliminacji do Mistrzostw Europy podejmowała Szwajcarię - wtedy czwarty zespół świata. Znajdująca się w trakcie przebudowy reprezentacja Polski nie była więc faworytem tego spotkania, choć mogła liczyć na znakomity doping kibiców w starej hali przy ulicy Krakowskiej (obecnie szczypiorniści tamtejszej Industrii rozgrywają pojedynki w Hali Legionów, położonej kilka kilometrów dalej).
Plechoć - "plaster" dla Baumgartnera
Mecz dostarczył mnóstwo emocji, trzymał w napięciu do ostatnich sekund i przede wszystkim niemożliwe stało się faktem. Polska wygrała 24:22 (11:9). To była duża sensacja, natomiast mobilizacja naszej drużyny i dobra gra zwłaszcza w obronie okazała się kluczem do sukcesu. Jedną z gwiazd Szwajcarów był wówczas grającym na lewym rozegraniu Marc Baumgartner. Mnóstwo pojedynków stoczył z nim Zbigniew Plechoć, prawoskrzydłowy, wtedy jeden z bardziej doświadczonych polskich kadrowiczów (trzy tygodnie wcześniej skończył 31 lat), miejscowa gazeta "Echo Dnia" w wydaniu następnego dnia zaznaczała, że nasz zawodnik wyłączył z gry gwiazdora Helwetów, nie pozwolił mu rozwinąć skrzydeł.
- W tamtym okresie, w czasie nieobecności Bogdana Wenty (późniejszy trener reprezentacji Polski, dziś prezydent Kielc - przyp. autora) byłem nawet kapitanem drużyny. Występowałem wówczas w lidze niemieckiej, w TSV 04 Bayer Leverkusen. W trakcie zgrupowania dokładnie analizowaliśmy grę Szwajcarów. Co do Baumgartnera, to był wysoki zawodnik, dobrze przygotowany pod względem motorycznym, obdarzony mocnym i atomowym rzutem - wspomina Zbigniew Plechoć.
- Przed meczem z trenerem Kowalczykiem uzgodniliśmy, że jeśli będzie próbował straszyć nas tymi swoimi rzutami z drugiej linii, to wtedy trzeba będzie przydzielić mu tak zwanego "plastra", czyli zawodnika, który poświęci mu najwięcej uwagi i krył indywidualnie. Trener właśnie mnie powierzył pilnowanie Baumgartnera - opowiada Plechoć.
- To było dla mnie nowe, niecodzienne zadanie, rzadko występowałem na parkiecie jako ten "plaster", ale mecz pokazał, że to taktyczne posunięcie miało sens. Ja również byłem wtedy dobrze przygotowany motorycznie do walki ze Szwajcarem - przyznaje były szczypiornista rodem z Elbląga.
Zbigniew Plechoć, człowiek, który 30 lat wyłączył z gry Szwajcara
Baumgartnera, dziś szkoli między innymi kobiecy zespół SR Aachen w
Niemczech. Fot. Archiwum prywatne
Helweci dobrze rozpracowani
W kadrze Polaków na pojedynek z Helwetami był także obrotowy Piotr Król, wychowanek tamtejszego Hutnika, występujący także w Górniku Sosnowiec, Śląsku Wrocław (w czasie służby wojskowej), karierę zakończył w Czuwaju Przemyśl. W reprezentacji zadebiutował jeszcze pod koniec lat 80., za kadencji selekcjonera Zenona Łakomego, podczas Turnieju o Puchar Bałtyku. Potem, po kilkuletniej przerwie powrócił do niej, gdy trenerem był już Kowalczyk. Etap reprezentacyjny zamknął za kadencji Jacka Zglinickiego.
- W moim przypadku można mówić raczej o reprezentacyjnej przygodzie, nie karierze. Rozegrałem ponad trzydzieści spotkań, w piłce ręcznej to niewiele. Pamiętam natomiast dobrze eliminacje do Mistrzostw Europy sprzed trzydziestu lat - opowiada 58-letni obecnie Piotr Król.
- Jeśli chodzi o Szwajcarów, trenerzy Kowalczyk i Jerzy Eliasz, rozpracowali ich bardzo dobrze. W trakcie zgrupowania przez kilka godzin oglądaliśmy ich mecze na kasetach wideo, analizowaliśmy grę każdego zawodnika. Właśnie wtedy mieli najmocniejszy zespół w swojej historii, bardzo mocne pokolenie, z tym niesamowitym Baumgartnerem na czele - opowiada Król.
Były krakowski szczypiornista zauważa, że w przeciwieństwie do zgranych Helwetów, polska kadra po różnych perturbacjach kadrowych, spotkała się w takim składzie po raz pierwszy. - Ja najlepiej znałem tylko Tomasza Lebiedzińskiego, z którym przed laty grałem jeszcze w młodzieżowej reprezentacji kraju oraz Roberta Nowakowskiego, mojego klubowego kolegę z Hutnika. Resztę kojarzyłem tylko z meczów w polskiej lidze - dodaje krakowianin.
W meczu ze Szwajcarią Polska zagrała w składzie: Artur Góral, Jerzy Sowiński - Piotr Król, Robert Nowakowski 2 bramki, Tomasz Lebiedziński 6, Zbigniew Plechoć 3, Grzegorz Subocz 2, Piotr Badowski 1, Marek Budny 4, Piotr Przybecki 6. Źródło: "Echo Dnia", wydanie z 15 kwietnia 1993 roku.
"Biało-czerwoni" zajęli w eliminacjach drugie miejsce w swojej grupie, za Hiszpanią. Ostatecznie Polsce nie udało się jednak awansować do finałów Mistrzostw Europy,
decydująca okazała się porażka w dwumeczu barażowym z Francją, który miał miejsce w marcu 1994 roku. W pierwszym spotkaniu, które też odbyło się w Kielcach, wygraliśmy 23:19, ale w rewanżu polegliśmy 19:32. - Wcześniej w grupie poradziliśmy sobie z Łotwą i Cyprem, wysoko przegraliśmy rewanż w Szwajcarii, zremisowaliśmy z Hiszpanią u siebie i ten punkt dał nam jeszcze nadzieję. Pokonaliśmy Francuzów na swoim parkiecie, ale w rewanżu dali nam solidną lekcję piłki ręcznej, to była świetna drużyna - przyznaje Piotr Król.
- Nie byliśmy na tyle mocni, aby ten cel osiągnąć. Wykazaliśmy sto procent zaangażowania, ale to nie wystarczyło. Myślę, że to był taki okres w naszej reprezentacji, gdzie dochodziło do wielu zmian kadrowych, pojawiali się w niej nowi piłkarze ręczni, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, aby lepiej się zgrać. Pewnych elementów nie da się wyćwiczyć "z marszu". Walczyliśmy ambitnie, lecz zabrakło umiejętności - podsumowuje Plechoć.
Mekka szczypiorniaka
Nasi eks-reprezentanci wspominają też atmosferę hali przy Krakowskiej w Kielcach. Piotr Król przyznaje: - Tam się rodziła potęgą, powstawała mekka piłki ręcznej w Polsce. Na wielu meczach hala pękała w szwach, ludzie wspinali się na słupy, żeby tylko móc obejrzeć to, co dzieje się na parkiecie. Atmosfera była niesamowita, widać, że kielczanie doceniają piłkę ręczną także dziś. Trzeba oddać zasługi nieżyjącemu już trenerowi Edwardowi Strząbale, bo to on był twórcą sukcesów Iskry Kielce w tamtych latach i dobrze, że doczekał się kontynuatorów - mówi Król.
Zbigniew Plechoć, były zawodnik MKS Truso Elbląg, Wybrzeża Gdańsk, potem niemieckiego Bayeru Leverkusen z sentymentem dodaje. - Atmosfera była świetna zarówno wtedy, kiedy grała tam reprezentacja, jak też i podczas pojedynków ligowych. Z lat wcześniejszych pamiętam między innymi braci Zbigniewa i Andrzeja Tłuczyńskich. Nasze mecze, kiedy przyjeżdżaliśmy do Kielc z Wybrzeżem, zawsze dostarczały wielu emocji - wspomina Plechoć. Po latach osiadł zagranicą. Jak sam przyznaje, należał do tych szczypiornistów, którzy zawsze szybko adaptowali się w nowych klubach. W reprezentacji Polski występował do 1994 roku, grał wtedy w Leverkusen.
- To były inne czasy dla naszej kadry, także pod względem finansowym czy organizacyjnym. Jeżdżąc na zgrupowania kolekcjonowaliśmy różne bilety, które potem okazywaliśmy, aby dostać zwrot kosztów podróży. Zdarzało się, że ktoś z przedsiębiorców okazjonalnie wsparł drużynę. Z drugiej strony, nie trzeba było wielkich pieniędzy do tego, aby wyzwolić w człowieku ducha walki - opowiada Zbigniew Plechoć, który swoje pierwsze mecze w dorosłej reprezentacji Polski rozegrał w 1982 roku, wystąpił z nią między innymi w mistrzostwach świat grupy A oraz B a także Igrzyskach Dobrej Woli.
Po odejściu z Leverkusem trafił jeszcze do Belgii, występował w tamtejszej pierwszej lidze przez pięć lat. Ponieważ jego uprawnienia, które nabył jeszcze w Polsce na Akademii Wychowania Fizycznego, uznano w Belgii, został tam nauczycielem sportu w gimnazjum. Teraz Plechoć mieszka Eupen w Belgii, blisko granicy z Niemcami. Szkoli młodzież i kobiety zarówno z tego kraju jak i zespoły niemieckie. Kiedy przyjeżdża do Polski, spotyka się z dawnymi kolegami z Wybrzeża Gdańsk - Leszkiem Krowickim, Krzysztofem Szargiejem, Zbigniewem Urbanowiczem, Danielem Waszkiewiczem.
Piotr Król po zakończeniu kariery działał jeszcze w Stowarzyszeniu "Dla Freda, Przyjaciele", które zapoczątkowało Mistrzostwa Polski Masters w piłce ręcznej. Trzy takie turnieje odbyły się w Krakowie. Organizacja ta współpracowała też ze szkołami, choć po jakimś czasie zakończyła swoją działalność. Król ma na koncie między innymi występy w Mistrzostwach Europy Oldbojów czy turniejach weteranów. Dziś były szczypiornista Hutnika kontakt ze szczypiorniakiem ma już tylko jako kibic. Gdy rozmawiamy o meczu ze Szwajcarami w Kielcach i w ogóle o tamtejszej piłce ręcznej, wspomina też byłych kolegów z krakowskiego zespołu, którzy również zapisali chlubne karty jako zawodnicy Iskry. Wymienia bramkarza Jacka Kośmidra i Rafała Bernackiego, Roberta Nowakowskiego, Krzysztofa Chrobota.
Piotr Król to były kadrowicz oraz szczypiornista m.in. Hutnika Kraków. Fot. Archiwum prywatne
Co z tą kadrą?
Jak moi rozmówcy oceniają obecną reprezentację Polski oraz jej szanse pod wodzą nowego selekcjonera Marcina Lijewskiego? - Ponieważ ostatnie Mistrzostwa Świata odbywały się w Polsce, blisko Krakowa i w samym moim rodzinnym mieście, miałem okazję oglądać reprezentację na żywo. Targały mną mieszane uczucia, od złości, po nadzieję i różne momenty radości. Niestety, poprzedni trener Patryk Rombel nie radził sobie z prowadzeniem tej drużyny, ustawieniem obrony, ataku. Miejmy nadzieję, że Marcin Lijewski osiągnie lepszy rezultat, słyszałem, że jest dobrym motywatorem. Jako trener reprezentacji niczego nowego już tych zawodników nie nauczy, on ma ich zmobilizować, opracować odpowiednią taktykę i wpoić w nich wolę walki. Ja należę do osób, które zawsze patrzą z optymizmem w przyszłość, widząc szklankę do połowy pełną a nie pustą - ocenia Piotr Król.
- Jeśli trener ma odpowiedni "materiał", to jest duża szansa, że zespół będzie się rozwijał, dostanie motywacyjnego kopa do pracy na treningu i zwłaszcza w meczach. Drużyna musi mieć wiarę w swoje umiejętności. Obecnie nie wszyscy z naszych reprezentantów prezentują takie umiejętności, które dawałyby realną nadzieję na zdobycie czegokolwiek na arenie międzynarodowej. Ambicje mamy, ale brakuje tego czegoś, co pozwala wygrywać ważne mecze o stawkę - dodaje Zbigniew Plechoć.
PIOTR STAŃCZAK
Już wkrótce na blogu - wywiad z Henrykiem Lubereckim, legendą Iskry Kielce z lat 90!
Skrót meczu Polska - Szwajcaria 14 kwietnia 1993 roku w Kielcach.
POLECAM:
Komentarze
Prześlij komentarz