BOKS. Dokładnie jedenaście lat temu, 13 lipca 2012 roku zmarł Jerzy Kulej, nasz wybitny pięściarz, dwukrotny złoty medalista olimpijski. Spotkałem się z nim nieco wcześniej, jesienią 2010 roku podczas bokserskiej gali w Skarżysku-Kamiennej w Świętokrzyskiem. Planowałem poprosić o komentarz dotyczący imprezy, ale rozmowa "zboczyła" na wiele innych tematów. Kulej mówcą był naprawdę przednim. Takich spotkań i ludzi po prostu się nie zapomina...
Jerzy Kulej, nasz wybitny pięściarz, zmarł 13 lipca 2012 roku. Miałem okazję poznać go niespełna dwa lata wcześniej. Fot. Piotr Stańczak
Galę bokserską w Skarżysku organizował wówczas Marcin Najman, Jerzy Kulej był jednym z zaproszonych gości. Już wtedy miał za sobą bogatą karierę sportową, był cenionym i uznanym komentatorem oraz ekspertem boksu w telewizji, nieco wcześniej, na początku XXI wieku był posłem na sejm z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Do Skarżyska razem z nim przyjechał inny wielki mistrz naszego boksu, złoty medalista olimpijski z Tokio w 1964 roku, Marian Kasprzyk. - Nie wyglądamy już z Marianem na takich, których można się bać, ale bokserskie inicjatywy zawsze jesteśmy gotowi wesprzeć –
żartował Kulej.
Gorzka czekolada i niewybuchy jako zabawki
Jerzy Kulej urodził się w 1940 roku, w czasie II wojny światowej, w Częstochowie. Jego pierwszym trenerem był Wincenty Szyiński. Od 1955 roku reprezentował barwy Startu Częstochowa, trzy lata później - jak podaje Wikipedia - trafił do kadry narodowej, którą prowadził słynny Feliks "Papa" Stamm. Kiedy się spotkaliśmy, tak mówił o swoim dzieciństwie.
- Przyszedłem na świat, gdy Niemcy bombardowali Częstochowę. Ojciec służył w partyzantce. Do dziś pamiętam smak gorzkiej czekolady, którą przynosił mi z frontu, naszymi zabawkami były niewybuchy. Dzięki sportowi udało mi się wyrwać - wspominał Kulej, którego cytowałem wówczas w wywiadzie dla "Echa Dnia".
"Papa" Stamm pozwalał się zabawić
Skrzydła rozwinął pod okiem Stamma, wtedy świętował swoje największe sukcesy. Nie tylko on, ale i wielu innych kolegów z ówczesnej reprezentacji. - Byliśmy światową potęgą, a konkurencja była dużo większa niż w obecnym boksie amatorskim. “Papa” nie pilnował nas jednak nigdy po walkach, pozwalał zabawić się na bankietach, odreagować, jeździliśmy na obozy razem z żonami, dziećmi. Dzięki temu zżyliśmy się, przyjaźnimy do dziś. Synowie Józka Grudnia np. do dziś mówią do mnie "wujku", choć mają już w granicach... 50 lat! - opowiadał Jerzy Kulej pod koniec października 2010 roku.
Zaznaczał, że "Papa" miał indywidualne podejście do zawodników, bo inaczej pracował z "zabijakami", a inne metody stosował szkoląc tych, którzy byli lepsi technicznie. Dwukrotny mistrz olimpijski dodał, że bardzo duże zasługi miał również asystent Stamma, Paweł Szydło, który pracował w kopalni na zachodzie Europy i był bokserem. - On wprowadził elementy zawodowstwa do naszego pięściarstwa amatorskiego i były efekty - mówił Kulej.
Boks nie dla aniołków
Częstochowianin wywalczył dwa tytuły mistrza olimpijskiego w wadze lekkopółśredniej - w Tokio w 1964 oraz Meksyku w 1968 roku. W sumie w czasie swojej pięściarskiej kariery stoczył 348 walk, wygrał 317, sześć zremisował i 25 przegrał. W latach 1962 - 72, jako zawodnik Gwardii Warszawa był formalnie funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie.
Kiedy trzynaście lat temu pytałem go o kryzys w polskim pięściarstwie, odpowiadał na pytania nieco szerzej, niż tylko od strony sportowej czy szkoleniowej, ale również społecznej.
- Młody człowiek idzie na dyskotekę, dziewczyna siada mu na kolanach, wypije piwo, albo weźmie jakiś środek po którym świat staje się kolorowy i ma wszystko gdzieś. Rodzice są zabiegani, wielu haruje zagranicą, dziećmi opiekują się dziadkowie, ciocie. To niestety duży problem społeczny. Boks tymczasem jest wymagający, ryzykowny i to się nie zmieni, nie jest sportem dla grzecznych chłopców. Ja, czy np. Marian Kasprzyk też nie byliśmy “aniołkami” - oceniał Jerzy Kulej. Bardzo wiele tych słów pozostało aktualnych także do dziś...
Jerzy Kulej w grudniu 2011 roku doznał zawału serca, zmarł siedem miesięcy później, zmagał się też z chorobą nowotworową. Spoczął wśród wielu zasłużonych osób na warszawskich Powązkach.
PIOTR STAŃCZAK
POLECAM:
- Piotr Świerczewski wraca do klatki! Powalczy na gali FAME MMA we Wrocławiu
- Polscy hokeiści wrócili do elity! "Archanioł Gabriel" i legenda Cracovii oceniają ich postawę
- Tomasz Borowski, wicemistrz świata i olimpijczyk świętował urodziny. Szkoda tej Atlanty...
- Rafał Kubacki, mistrz świata w judo o walce z bykiem na planie "Quo vadis": Opatrzność czuwała!
Komentarze
Prześlij komentarz