23 października 1947 roku urodził się Kazimierz Deyna. Legendarny polski piłkarz, gdyby żył, skończyłby dziś 75 lat. W polskiej kinematografii swoje miejsce ma pewien film, poświęcony byłemu kapitanowi naszej reprezentacji. Z taką różnicą, że to dzieło jakby o Deynie, ale... bez Deyny.
"Być jak Kazimierz Deyna" to film, który powstał w 2012 roku. Nie będę odkrywał Ameryki, kto interesuje się tytułową postacią i jest nawet tylko "niedzielnym kibicem", ten zna tę produkcję dobrze. Z pomnikową postacią polskiego futbolu zmierzyła się reżyser Anna Wieczur-Bluszcz, niemniej jednak na pierwszym planie stawiając wcale nie pamiętne gole, akcje, podania Deyny, lecz bardziej jego socjologiczny wpływ na przeciętną polską rodzinę. Dlatego też komedia, którą stworzyła, na pewno nie wypełni ciekawości piłkarskich kibiców, bo o życiorysie pomnikowej postaci naszego futbolu nie dowiedzą się tu niczego nowego, czego by nie wiedzieli z prasy, telewizji lub książek. Nie taki był jednak i zamysł twórców filmu.
Akcja rozpoczyna się w październiku 1977 roku. Reprezentacja Polski gra na Stadionie Śląskim w Chorzowie ważny mecz z Portugalią w eliminacjach do mundialu w Argentynie. Biało-czerwoni remisują 1:1, gola zdobywa bezpośrednio z rzutu rożnego właśnie Deyna. Bramka, która przeszła do historii naszej piłki, o ironio - wywołuje nie radość, ale... gwizdy wśród większości kibiców. Śląska publiczność, delikatnie mówiąc, nie darzyła kapitana reprezentacji sympatią, ze względu na to, że na co dzień reprezentował barwy znienawidzonej Legii Warszawa. Nie potrafiła wznieść się ponad to nawet, kiedy strzelił ważnego gola dla reprezentacji. Deyna przeżył to, jak został potraktowany w słynnym "kotle czarownic", ale zrobił swoje - trafił do siatki przeciwnika i to w spektakularny sposób!
W ogóle jednak końcówka lat 70. nie była dla popularnego "Kaki" już szczególnie udana. Na mundialu w 1978 roku nie strzelił pamiętnego rzutu karnego w meczu z gospodarzami, Argentyną. Polska przegrała 0:2, zajęła ostatecznie miejsce 5-8, co w kraju przyjęto z dużym niedosytem. Deyna niestety w wielu kręgach kibicowskich i działaczowskich stał się kozłem ofiarnym. Nie chciał już występować w kraju, chciał wyjechać, tym bardziej, że przekroczył 30 rok życia i zgodnie z ówczesnymi przepisami, jakie obowiązywały piłkarzy w PRL-u, mógł już wyjechać do zagranicznego klubu. Trafił do Manchesteru City, ale w lidze angielskiej, ze względu między innymi na inny styl gry, nie mógł się odnaleźć. W latach 80. z żoną i synem wyjechał do USA, padł ofiarą oszusta, skończył piłkarską karierę, zginął tragicznie w wypadku samochodowym 1 września 1989 roku.
Wróćmy do filmu. W dniu meczu Polska - Portugalia w 1977 roku Stefan (w tej roli Przemysław Bluszcz) przeżywa huśtawkę emocji, nie tylko piłkarskich. Właśnie wtedy rodzi mu się syn, więc mężczyzna - zakochany w talencie Deyny - nadaje potomkowi imię Kazimierz. Na cześć swego wielkiego idola. Rodzina w kolejnych latach wiedzie przeciętny żywot, ale ojciec bardzo marzy o tym, aby mały Kazik zrobił kiedyś wielką piłkarską karierę (w końcu imię zobowiązuje!).
Sam kopie z nim futbolówkę na ciasnym podwórku, a gdy Kaziu dorasta, zapisuje go do klubu piłkarskiego. Trener chłopca i jego kolegów ma prostą receptę na sukces ("u mnie się zapierdala"), młodzieńcy ochoczo wykonują jego polecenia, choć dotyczą one głównie biegania okrążeń wokół boiska. Nowinek taktycznych polskiej myśli szkoleniowej tu nie ma, bo i po co, zbędna filozofia nie jest potrzebna, gra ten, kto mocniej "zapierdala". Co innego, kiedy przychodzi rozegrać mecz z lokalnym rywalem. Wtedy liczy się prestiż, nie tylko dla chłopców (a może dla nich najmniej...), ale głównie dla trenerów i rodziców małych piłkarzy. Właśnie w takim ważnym spotkaniu Kazik zawodzi wszystkich, siebie również. Zamiast strzelić gola z rzutu wolnego, kopie piłkę w ten sposób, że bramkarz przeciwników nie ma najmniejszego problemu z jej wyłapaniem. Drużyna i trener są załamani, Stefan na widowni jeszcze bardziej, widząc słabe zagranie syna. Na domiar złego jeden z kibiców drwi z Kazika, mówiąc, że owszem strzelił jak Deyna, ale ten z meczu w 1978 roku w Argentynie, kiedy nie wykorzystał karnego. Stefan bynajmniej nie może darować zniewagi i wymierza żartownisiowi cios w szczękę. Mecz kończy się awanturą, bijatyką, draką młodych i starych.
Stefan, obrażony na syna, nie przyjmuje w drodze powrotnej do domu żadnych przeprosin i tłumaczeń od swej latorośli. Chyba też wtedy właśnie dotarło do niego, że syn jednak drugim Deyną nie będzie, ani nawet ligowym piłkarzem. Kolejna filmowa scena pokazuje ojca Kazika, który rozpacza przed telewizorem, słysząc wiadomość o śmierci futbolowej legendy...
Akcja filmu toczy się dalej, z tym, że wspomnień o Deynie jest już coraz mniej, w pewnym momencie nie ma ich wcale. W Polsce upada komunizm, Stefan porzuca pracę jako mechanik autobusów i postanawia rozkręcać własny biznes, czym najbardziej naraża się swemu teściowi, a dziadkowi Kazika i jego młodszej siostry. Ten przez lata buntował się przeciwko komunistycznej władzy, słuchał Wolnego Radia Europa. Senior rodu twierdzi, że Stefan podąża tam za wiejącym wiatrem, że najpierw "budował socjalizm" a teraz stał się kapitalistą. Żona świeżo upieczonego biznesmena niezależnie od ustroju państwa, skupia się na dbaniu o domowe ognisko, choć też z rezerwą traktuje zawodowe pomysły i poczynania małżonka. Stefan świetnie odnajduje się w bazarowym handlu, a jego znakiem firmowym są białe, męskie skarpetki. Panowie z okolic ustawiają się po nie w kolejce, wierząc, że dzięki nim będą cieszyć się energią, wigorem i to bynajmniej nie na boisku...
Biznes ojca kwitnie, Kazik przeżywa wzloty i upadki swej młodości, pierwsze doświadczenia z płcią przeciwną, podejmuje studia humanistyczne, a po latach stwierdza, że w Polsce nie ma już dla niego miejsca i za namową dawnych kolegów z boiska, decyduje się wyjechać do pracy w Anglii. Traf chciał, że w dniu wyjazdu psuje się autokar, zrezygnowany młody mężczyzna udaje się na pusty stadion i... tam poznaje miłość swego życia - Magdę, która akurat zbiera materiały do pracy dyplomowej na temat kibiców piłkarskich. W życiu Kazika następuje całkowity zwrot sytuacji, pozostaje w kraju, bierze ślub, zaś w październiku 2006 roku rodzi mu się dziecko. W dniu meczu Polska - Portugalia w Chorzowie, który biało-czerwoni wygrywają 2:1. Tak oto historia rodziny zatacza koło!
Morał filmu jest zresztą taki, że niezależnie od życiowych okoliczności, trzeba robić "swoje" - co się lubi, kocha i do czego posiada talent. Czyli tak jak Kazimierz Deyna, strzelający gola Portugalii na stadionie, gdzie jest niemiłosiernie wygwizdywany.
Ten morał poznajemy na końcu filmu i przekonujemy się, że taki był zamysł twórców filmu - pokazać, jak wzorować się na piłkarskiej legendzie jednocześnie nie pokazując jej samej i nie czyniąc z niej głównego bohatera.
Główny bohater, w rolę którego wcielił się Marcin Korcz (małego Kazika gra Aleksander Staruch) przez większą część filmu wydaje się być postacią mało wyrazistą, w dodatku mającą w życiu jakiegoś pecha, czy prześladowanego przez fatum - jak zwał, tak zwał. Towarzyszą mu one już w dzieciństwie (nie chodzi tylko o nieudany mecz), w młodości i życiu dorosłym też przekonuje się, że wrażliwość i bierność wobec tego, co się dzieje dookoła, prowadzi donikąd. Raczej nie "bierze się z życiem za bary", przyjmuje ciosy od losu i liczy na to, że będzie lepiej. Jako mężczyzna dorasta tak naprawdę w momencie, kiedy wiąże się już z Magdą (w tej roli Jadwiga Gryn), o dziwo lubiącą piłkarskie klimaty.
Kazik jest zupełnym przeciwieństwem swego ojca, który potrafi odnaleźć się w kolejnych biznesach i na zmianie ustroju w kraju tylko korzysta. To Stefan, jego decyzje życiowe, plany, które realizuje, sprawiają, że urasta do miana głównego bohatera filmu. To najwyraźniej on chce w życiu "być jak Kazimierz Deyna", mimo, że z biegiem lat o swym idolu mówi coraz mniej.
Dla Kazika "obecność Deyny" w życiu jest tym, co najwyraźniej mu ciąży, niczym jakieś przekleństwo, symbol niespełnionych marzeń jego ojca. Dopiero w końcówce filmu Kazik przejmuje inicjatywę (niczym drużyna na boisku, przez długie minuty spychana przez rywala do defensywy), zaś Stefan jakby wycofuje się na bok (mówiąc żargonem piłkarskim - idzie na ławę), oddając pałeczkę synowi. Przemysław Bluszcz, grający rolę Stefana, jest tą osobą, która z pewnością nadaje filmowi koloryt i charakter, widać, że aktor ten nieźle spełnił się też w roli komediowej. Niewątpliwie kunszt pokazał nieżyjący już Jerzy Trela (dziadek Kazika), idealnie w roli matki spisała się Gabriela Muskała, warto też zwrócić uwagę na grę Michała Pieli, czyli rubasznego trenera małych piłkarzy, tego, u którego trzeba było "zapierdalać".
Rzeczywistość PRL-u i lat 90. oraz początku XXI wieku została pokazała w humorystyczny sposób. Przez pewien czas, z racji tego, że od filmowego Kazika jestem raptem trzy lata młodszy, próbowałem nawet szukać porównań moich losów do jego. Zasadnicza różnica jest taka, że ja, mimo, iż piłkarzem nie zostałem, wykazałem więcej determinacji, żeby jednak zostać przy sporcie, choć w innej roli. Nie chodzi jednak o to, aby pisząc recenzję, dodawać laurkę samemu sobie. Chodzi o to, aby pokazać, że w życiu trzeba właśnie robić "swoje". Niby banalne, a jakie ważne! Jeśli szukacie w tym filmie ciekawostek piłkarskich, nie tylko o samym Deynie, to uprzedzam, nie znajdziecie ich, mimo, że sam tytuł produkcji może to mówić nam co innego. Film wychodzi dalej niż rozmiary boiska piłkarskiego, ale - jak sądzę - taki był cel jego twórców. Choć od premiery niebawem minie dziesięć lat, przesłanie nadal jest aktualne. I będzie.
PIOTR STAŃCZAK
Rozmowy z aktorami Przemysławem Bluszczem (Stefan) i Marcinem Korczem (dorosły Kazik) o filmie "Być jak Kazimierz Deyna".
POLECAM:
- Olimpijczycy powrócili i wygrali, celebryci dzielnie walczyli, ale gra weteranów z Portugalii to była prawdziwa... po-e-zja!
- Na biało-czerwonym szlaku: pomeczowa analiza (epilog)
- Na biało-czerwonym szlaku, część 11: “Janosik” zadebiutował z kadrą, ja w dziale sportowym. Mamy następną klątwę - łotewską. Jak powąchałem murawy Stadionu Śląskiego. Polska - Anglia w kotle, czyli co ja robię tu?
Komentarze
Prześlij komentarz