KOLARSTWO. Startuję z nowym cyklem pod tytułem "Moje spotkanie z mistrzem (mistrzynią)...". Było ich wielu, każdemu poświęcę dużo miejsca. W czwartek 1 lutego minęły dwa lata od śmierci Ryszarda Szurkowskiego, legendy kolarskiego peletonu.
Półmaraton Skarżyski 2005. Ryszard Szurkowski (z prawej) z Andrzejem Supronem, dziś prezesem Polskiego Związku Zapaśniczego. Fot. Piotr Stańczak.
Z Ryszardem Szurkowskim miałem okazję spotkać się w 2005 roku, podczas Półmaratonu Skarżyskiego. Organizator imprezy, Tomasz Wąsowski, zapraszał na przełomie lat różne gwiazdy polskiego sportu, wtedy jednym z gości był właśnie dwukrotny mistrz olimpijski w kolarstwie z Monachium 1972 i Montrealu 1976 roku.
Życie z sukcesami i bólem
Dokładnego przebiegu rozmowy z Szurkowskim już nie pamiętam, wiem, że chwalił sam pomysł organizacji takiego biegu jak również rekreacyjnego na dystansie 2,1 kilometrów, który na skarżyskim Rejowie zawsze odbywał się przed głównym wyścigiem. Jeszcze wtedy sprawiał wrażenie człowieka cieszącego się dobry zdrowiem i humorem. W tamtym okresie był aktywnym działaczem w różnym grupach czy Polskim Związku Kolarskim (jako prezes stał na jego czele w latach 2010-11). Problemy przyszły dopiero później...
W ostatnich latach życia ciężko chorował, najpierw miał problemy z układem pokarmowym, potem zapalenie płuc, wreszcie nowotwór... Zmarł 1 lutego 2021 roku w szpitalu na Józefowie w Radomiu. Miał 75 lat. Wcześniej w życiu prywatnym też przeżywał tragiczne i bolesne momenty. 11 września 2001 roku w zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku zginął jego syn Norbert, miał wówczas 31 lat. Ze swoją drugą partnerką miał syna Wiktora, który też zmarł, w 2020 roku mając 26 lat (przyczyny jego śmierci nie podano do publicznej wiadomości).
Dramatyczny wyścig w Kolonii
Szurkowskiemu nie wiodło się w życiu prywatnym, miał trzy żony, dwukrotnie rozwodził się. Przeżywał osobiste dramaty.
W 2018 roku uczestniczył w kolarskim wyścigu weteranów w niemieckiej Kolonii. Miał groźny wypadek! Doznał urazu rdzenia kręgowego oraz czaszki. Potrzebował rehabilitacji, w pomoc i zbiórkę pieniędzy dla mistrza zaangażowało się wiele kolarskich i w ogóle sportowych sław i nie tylko. Ostatnie lata życia Szurkowskiego były przepełnione bólem, chorobami, walką o sprawność...
Milicz, Radomiak, droga do sławy
To historia o dwukrotnym wicemistrzu olimpijskim w jeździe drużynowej na czas. Zanim doszedł do wielkich kolarskich laurów (także 3-krotnym mistrzostwie świata, wielokrotnym zwycięstwie w Wyścigu Pokoju, dwunastokrotnym mistrzostwie Polski), zaczynał swą karierę w LZS-ie Milicz. Jeszcze mocniej rozwinęła się ona, kiedy odbywał służbę wojskową w Garbatce-Letnisko niedaleko Radomia. W trakcie jednej z rowerowych wypraw, na które dostawał pozwolenie od dowódców, poznał Ryszarda Swata, szkoleniowca w sekcji kolarskiej Radomiaka.
Przyszły dwukrotny srebrny medalista olimpijski trenował w barwach "zielonych" aż do zakończenia służby w wojsku, potem powrócił w swoje rodzinne strony, na Dolny Śląsk. Kolarzem szosowym został w 1969 roku, trafił na długie lata do reprezentacji Polski. Startował w barwach Dolmelu Wrocław, pod koniec kariery zawodniczej FSO i Poloneza Warszawa. Był jedną z największych sław polskiego sportu w XX wieku i symbolem lat świetności naszego kolarstwa szosowego.
Po zakończeniu kariery zawodniczej miał różne zajęcia, był m.in. trenerem naszej reprezentacji, szefem wyszkolenia a po latach także Prezesem Polskiego Związku Kolarskiego. Był też dyrektorem polskiej części Wyścigu Pokoju. W zależności od okresu w mniejszym lub większym stopniu był związany ze swoją ukochaną dyscypliną sportu.
POLECAM:
- Jaromir Radke o igrzyskach w Lillehammer: szczyt formy przyszedł o miesiąc za wcześnie
- Odchodzą wielcy mistrzowie. Mario Zagallo i Franz Beckenbauer dołączyli do niebiańskiej ligi
- Nie żyje Wojciech Łazarek, były selekcjoner reprezentacji Polski. Prowadził kadrę w latach 80.
- Gwiazdy sportu na muralu w Warszawie! To giganci Akademii Wychowania Fizycznego
- Stanisław Oślizło i Jan Banaś wspominają Bobby'ego Charltona. "Wyróżniał się na tle Anglików. Świetna lewa noga i skuteczność"
Stanisław Oślizło, legenda Górnika Zabrze i reprezentacji Polski wspomina zmarłego angielskiego piłkarza Bobby'ego Charltona.
Komentarze
Prześlij komentarz