PIŁKA NOŻNA. Trzydzieści lat temu, 16 listopada 1994 roku, na stadionie zabrzańskiego Górnika, reprezentacja Polski zremisowała bezbramkowo z Francją. Debiut w dorosłej kadrze narodowej zaliczył wówczas Marek Świerczewski, starszy brat Piotra. W tamtym okresie był już zaprawiony w bojach z gwiazdami znad Sekwany.
Marek Świerczewski (z prawej) i Zdzisław Strojek. Dawni koledzy z GKS Katowice podczas meczu Polska - Austria w finałach Euro 2024 w Niemczech. Zdjęcia archiwum prywatne.
Jesienią 1994 roku reprezentacja Polski rozpoczęła eliminacje do Mistrzostw Europy, finały odbyły się dwa lata później na angielskich boiskach. Naszą kadrę prowadził wówczas Henryk Apostel, w przeszłości z powodzeniem prowadzący reprezentacje młodzieżowe czy Lecha Poznań. Naszymi rywalami w grupie byli: silni Francuzi, Rumuni - rewelacja mundialu w 1994 roku w USA, Słowacy - debiutujący na międzynarodowej arenie jako samodzielna reprezentacja, Izraelczycy oraz Azerbejdżan.
Media pytały o Świerczewskiego
Polska zaczęła eliminacje od fatalnego występu w Tel Avivie, gdzie przegrała z Izraelem 1:2. Trener Apostel pożegnał się z niektórymi piłkarzami, szukał nowych twarzy do kadry. W kolejnej potyczce, w Mielcu, biało-czerwoni wygrali skromnie z Azerami 1:0. Tydzień po tym meczu doszło do pierwszego pojedynku GKS Katowice z francuskim Girondins Bordeaux w 1/16 Pucharu UEFA.
- Zwyciężyliśmy 1:0, decydującego gola w końcówce zdobył dla nas Zdzisław Strojek. Dwa tygodnie później, po dobrym spotkaniu zremisowaliśmy w Bordeaux 1:1 i to my awansowaliśmy do następnej rundy. Dziennikarze pytali wówczas, jak to możliwe, że w reprezentacji Polski nie ma nikogo z "Gieksy", choć ta świetnie radzi sobie w pucharach. Henryk Apostel i jego asystent Mieczysław Broniszewski oglądali nasze pierwsze spotkanie w Katowicach. Po meczu ten drugi pogratulował mi występu. Czułem, że mogę dostać powołanie do reprezentacji. Tak też się stało - wspomina Marek Świerczewski (rocznik 1967), wtedy obrońca GKS.
Bracia razem w kadrze
Tuż po tym, kiedy katowiczanie sensacyjnie wyeliminowali Bordeaux z Pucharu UEFA (rewanż miał miejsce we Wszystkich Świętych), Apostel wysłał powołania na trzeci eliminacyjny pojedynek, z Francją, który odbył się 16 listopada 1994 roku na stadionie Górnika Zabrze. W kadrze znalazł się także Marek Świerczewski, jako jedyny z ówczesnej drużyny GKS. - Myślę, że na powołanie zasłużył wtedy choćby nasz bramkarz Janusz Jojko, który nie prezentował się gorzej niż Józef Wandzik czy Andrzej Woźniak - dodaje Świerczewski.
Młodszy o pięć lat brat Marka, Piotr, już od ponad roku grał w pierwszej reprezentacji, debiutował w niej jeszcze za kadencji selekcjonera Andrzeja Strejlaua, świeżo w pamięci miał srebrny medal olimpijski z Barcelony w 1992 roku.
- Wciągnąłem Piotrka do piłki, jeszcze w czasach Sandecji Nowy Sącz, później występowaliśmy wspólnie w GKS Katowice. Na pewno było nam raźniej grać wspólnie także w reprezentacji kraju - dodaje starszy z braci.
Ciekawostka jest taka, że kolejnymi braćmi, po Świerczewskich, którzy wystąpili wspólnie w pierwszej reprezentacji, byli już w 2000 roku bliźniacy, Marcin i Michał Żewłakowowie.
W Zabrzu jeszcze bez Zizou
Trzydzieści lat temu Polacy stanęli naprzeciwko francuskich gwiazd takich jak Eric Cantona, wtedy as Manchesteru United, Youri Djorkaeff, Didier Deschamps (późniejszy selekcjoner Le Bleus), Marcel Desailly (pół roku wcześniej z AC Milanem wygrał Ligę Mistrzów), Laurent Blanc, Jocelyn Angloma. Właściwie w każdej formacji Francja miała gwiazdy europejskiego i światowego formatu. Mimo, że w Euro 1992 odpadła w grupie, zaś na amerykański mundial w ogóle się nie zakwalifikowała, była jednak mocną i cenioną ekipą.
Józef Wandzik, Roman Kosecki oraz Laurent Blanc, Jocelyn Angloma i Didier Deschamps pamiętali jeszcze z boiska poprzednie starcie obu zespołów, w 1991 roku, kiedy w towarzyskiej potyczce Polacy przegrali w Poznaniu 1:5...
Od tamtego czasu do głosu zaczęło dochodzić już nowe pokolenie. Do francuskiej kadry coraz śmielej dobijał się 22-letni wówczas Zinedine Zidane, z którym Marek Świerczewski miał okazję walczyć kilka tygodni wcześniej w Pucharze UEFA przeciwko Bordeaux. Zizou w Zabrzu jeszcze nie zagrał, przeciwko biało-czerwonym wystąpił dziewięć miesięcy później w Paryżu. Selekcjoner Aime Jaquet już budował reprezentację z myślą o mistrzostwach świata w 1998 roku, które odbyły się właśnie nad Sekwaną. Jak pamiętamy - gospodarze zdobyli Puchar Julesa Rimeta, wielu z tamtejszych piłkarzy niespełna cztery lata wcześniej rywalizowało właśnie z Polską w eliminacjach do Euro'96.
Cantona nie taki straszny
Marek Świerczewski nie spodziewał się, że wyjdzie na boisko w podstawowym składzie. Wszystko zmieniło się jednak tuż przed meczem, kiedy niedyspozycję zdrowotną zgłosił nasz stoper Tomasz Łapiński. Apostel dał więc szansę gry starszemu z braci.
- Pamiętam, że mecz odbył się na grząskim boisku, warunki do gry były trudne, ale my nie obawialiśmy się francuskich gwiazd. Cantona, który wydawać by się mogło, że będzie stwarzał największe zagrożenie pod naszą bramką, tak naprawdę nie rozwinął skrzydeł, stwarzał wrażenie jakiegoś takiego nieobecnego, najwięcej uwagi poświęcał mu Tomek Wałdoch, skutecznie wyłączył go z gry. Mieliśmy swoje sytuacje pod bramką rywali, szkoda, że nie udało się ich wykorzystać - tak Marek Świerczewski wspomina swój debiut w pierwszej reprezentacji Polski.
Zabrakło kropki nad "i"
Spośród trójki naszych defensorów z tamtego spotkania w Zabrzu to Wałdoch miał największe reprezentacyjne doświadczenie. Dla Waldemara Jaskulskiego z Pogoni Szczecin było to też dopiero czwarte spotkanie w dorosłej kadrze. Obrona jak i bramkarz Wandzik spisali się bez zarzutów. Polska nie straciła bramki, o większym szczęściu mogli mówić Francuzi. Dogodne okazje do strzelenia goli mieli: Roman Kosecki, Andrzej Juskowiak i Krzysztof Warzycha, zabrakło skuteczności, spokoju, precyzji. Przez niemal 40 minut drugiej połowy biało-czerwoni grali w przewadze jednego zawodnika, bowiem drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Christian Karambeu.
Bezbramkowy remis okazał się bardziej szczęśliwy dla faworyzowanej Francji. - Wiedzieliśmy, przeciwko komu gramy, ale my nie obawialiśmy się nikogo. Romek Kosecki grał wtedy w Atletico Madryt, Andrzej Juskowiak w Sportingu Lizbona, Krzysiek Warzycha był gwiazdą Panathinaikosu Ateny, Wojciech Kowalczyk reprezentował Betis Sewilla, mój brat Piotrek Saint-Etienne, do kadry doszedł doświadczony Piotrek Nowak z TSV 1860 Monachium. Mógłbym tak jeszcze wymieniać. Mieliśmy ciekawy zespół, niestety, okazaliśmy się być straconym pokoleniem polskiej piłki. Tej generacji, w latach 90. nie udało się bowiem awansować do wielkiego turnieju - wspomina Marek Świerczewski.
Skrót meczu Polska - Francja w Zabrzu. Odbył się 16 listopada 1994 roku.
Mocna grupa w eliminacjach
Warto wspomnieć, że Apostel dawał też szansę czołowym wówczas graczom z polskiej ligi, między innymi Henrykowi Bałuszyńskiemu, Waldemarowi Jaskulskiemu, Sylwestrowi Czereszewskiemu, Krzysztofowi Bukalskiemu, Tomaszowi Wieszczyckiemu czy bramkarzowi Andrzejowi Woźniakowi.
- W tamtych eliminacjach mieliśmy mocną grupę. Kilka miesięcy później zagrałem przeciwko następnym gwiazdom, tym razem z Rumunii. Hagi, Popescu, Dumitresu, Raducioiu i inni, którzy z bardzie dobrej strony pokazali się w mundialu w 1994 roku w USA. W Bukareszcie walczyliśmy jak równy z równym, przegraliśmy 1:2, niestety, zaważyły błędy Józefa Wandzika w naszej bramce - wspomina Marek Świerczewski.
Tajemnicze... biorytmy
Obrońca GKS Katowice wystąpił jeszcze wiosną 1995 roku w meczu przeciwko Izraelowi w Zabrzu. - Do przerwy przegrywaliśmy 1:2. W szatni "Kowal", choć był jednym z młodszych kadrowiczów, mocno zrugał starszych kolegów, wzięliśmy się do roboty i wygraliśmy 4:3 - opowiada Świerczewski.
Starszy brat Piotra niestety w kolejnym pojedynku ze Słowacją (także w Zabrzu) już nie zagrał. - Nie wiem, o co w tym w ogóle chodziło. Przed meczem Apostel przekazał, że ja i Maciek Szczęsny mamy ujemne biorytmy. Nie pojawiłem się na boisku, byłem rozgoryczony, tym bardziej, że do Zabrza mieli przyjechać wysłannicy jednego z zagranicznych klubów i obserwować mnie. Nie było im jednak dane zobaczyć mnie w akcji w meczu reprezentacji. Teraz sobie przypominam, że Apostel konsultował te wyniki badań z jakimś człowiekiem z Poznania, widocznie miał do niego zaufanie - wspomina mój rozmówca.
Świerczewski z Renatą Mauer, mistrzynią olimpijską z Atlanty w strzelectwie sportowym.
Marek Świerczewski wypadł z reprezentacji, powrócił do niej już na koniec eliminacji, kiedy było wiadomo, że Polska nie awansowała do finałów Euro (w 1995 roku, kolejno przegrała z Rumunią 1:2, pokonała Izrael 4:3, Słowację 5:0, zremisowała z Francją w Paryżu 1:1, z Rumunią 0:0 u siebie i uległa Słowacji 1:4 na jej terenie).
Bohater tego artykułu wystąpił jeszcze w meczu wyjazdowym z Azerami, padł bezbramkowy remis. Powołanie obrońcy miał wymusić Marian Dziurowicz, były prezes GKS Katowice, później także szef Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zależało mu, żeby doszedł do skutku transfer Świerczewskiego do Austrii. Jego dorobek w pierwszej reprezentacji zatrzymał się na sześciu meczach w latach 1994-95. Kolejni selekcjonerzy już nie upominali się o starszego ze Świerczewskich.
Dziś trenuje dzieci
Pochodzący z Nowego Sącza obrońca trafił do Sturmu Graz, później Austrii Wiedeń. Wrócił jeszcze do Polski. Miał trafić do Petrochemii Płock, później Hutnika Kraków, ale ostatecznie na dwa lata, za namową Dziurowicza, ponownie zasilił katowicką "gieksę". Karierę zakończył w 2004 roku w Austrii, w Admirze Wacker Modling. W tym kraju mieszka zresztą do dziś.
- Moja córka Sandra była zawodową pływaczką. Kiedy zakończyła sportową karierę, założyła swój klub pływacki Rush. Ja jestem jego prezesem. Pięć lat temu zaproponowała mi, abym został trenerem dzieci w sekcji piłki nożnej. Zgodziłem się i tak ta moja szkoleniowa praca trwa do dziś, pomaga mi Bohdan Masztaler, także były reprezentant Polski - dodaje Świerczewski.
Protokół meczowy - 16 listopada 1994 roku, Stadion Górnika Zabrze
POLSKA - FRANCJA 0:0
POLSKA: Wandzik - Wałdoch, M. Świerczewski, Jaskulski - Bałuszyński (82. Gęsior). Czereszewski, P. Świerczewski, Koźmiński (29. Bąk), Kosecki - Juskowiak, K. Warzycha. Trener Henryk Apostel.
PORTUGALIA: Lama - Angloma, Blanc, Roche, Di Meco - Karambeu, Desailly, Le Guen, Pedros (28. Djorkaeff) - Cantona, Ouedec (77. Dugarry). Trener Aime Jaquet.
Sędzia główny: Angelo Amendolia (Włochy). Widzów: 18.000. POLECAM:
- Sylwester Czereszewski: po zwycięstwie nad Bułgarią w Burgas miałem ofertę z Bundesligi, ale stałem się... zakładnikiem Koreańczyków
- Henryk Apostel: najbardziej szkoda tych meczów z Francją. Zawsze czegoś nam brakowało...
- Dariusz Wolny o meczach GKS Katowice z Bordeaux: nie baliśmy się nikogo!
- Zdzisław Strojek o golu w meczu GKS Katowice - Girondins Bordeaux: huknąłem ile sił, stadion eksplodował!
- Marian Janoszka o meczach GKS Katowice z Girondins Bordeaux: byli pewni, że nas rozniosą
Komentarze
Prześlij komentarz