Thomas N'Kono to jedna z legend kameruńskiego i w ogóle afrykańskiego futbolu. Słynny bramkarz ponad czterdzieści lat temu powstrzymał polskich napastników na mundialu w Hiszpanii. W 1990 roku wraz ze swoją reprezentacją był z kolei bliski awansu do półfinału mistrzostw świata we Włoszech. Jak legendarny golkiper wspomina tamte niezapomniane batalie i co robi obecnie?
Thomas N'Kono, były bramkarz reprezentacji Kamerunu, obecnie pracuje w sztabie trenerskim Espanyolu Barcelona, niegdyś sam występował w tym klubie. Fot. RCD Espanyol Barcelona
W wieku 27 lat zagrał pan po raz pierwszy, podobnie jak drużyna Kamerunu na mundialu w Hiszpanii w 1982 r. Jak kibice z pana kraju przyjęli w ogóle fakt, że mieliście zagrać wśród najlepszych drużyny na świecie? Czego spodziewaliście się przed mundialem w Hiszpanii?
- Przede wszystkim ten turniej był dla nas, zespołu z Afryki, okazją do pokazania swojej wartości i umiejętności. Mistrzostwa Świata w Hiszpanii dawały nam właśnie możliwość zaprezentowania się w gronie najlepszych zespołów, pokazania naszego stylu gry. Do tamtego turnieju podeszliśmy natomiast spokojnie, na pewno nie czuliśmy strachu przed rywalami. Byliśmy już doświadczoną ekipą, bo wielu z nas wspólnie grało w reprezentacji Kamerunu nawet przez poprzednie dziesięć lat. Znaliśmy się więc bardzo dobrze.
W meczu w grupie zremisowaliście z Polską 0:0. W naszym kraju kibice przyjęli ten wynik z wielkim rozczarowaniem. Co wy wiedzieliście o polskiej reprezentacji przed tym spotkaniem?
- Szczerze mówiąc niewiele. Oczywiście znaliśmy nazwiska czołowych zawodników, wiedzieliśmy jak wyglądają, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że oni już coś znaczną w światowym futbolu, ale tak naprawdę na boisku konfrontowaliśmy się z Polakami po raz pierwszy.
Nie posiadaliśmy zbyt wielu szczegółowych informacji o rywalu, więc tamto spotkanie to była dla nas duża niewiadoma. Z drugiej strony nie mieliśmy nic do stracenia, pozostawało tylko zagrać jak najlepiej.
Których polskich graczy zapamiętał pan najbardziej?
- Na pewno Grzegorza Latę, Zbigniewa Bońka, wiem, że wyróżniał się także wasz bramkarz, ale niestety zapomniałem jego nazwiska.
To był Józef Młynarczyk.
- Widać było, że jest mocnym punktem polskiego zespołu. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to jest mundial i przyszło nam walczyć z najlepszymi piłkarzami z kraju naszego przeciwnika.
Po mistrzostwach w Hiszpanii zebraliście pozytywne oceny od kibiców, w grupie zanotowaliście trzy remisy, straciliście tylko jednego gola. Wprawdzie nie udało wam zakwalifikować się do drugiej fazy mundialu, ale i tak pokazaliście, że jesteście groźni dla czołowych zespołów świata. Jaka była atmosfera w Kamerunie po powrocie z mistrzostw?
- Czuliśmy pewien niedosyt, bo okazało się, że potrafiliśmy nawiązać walkę tak z Polską jak i Włochami czy Peru. Naszym atutem była z pewnością dobre wyszkolenie techniczne. Pokazaliśmy, że potrafimy zagrać efektownie.
Co w takim razie było powodem braku awansu do kolejnego mundialu w Meksyku w 1986 roku?
- Myślę, że zaważyły tak naprawdę sprawy organizacyjne, które nie były dopięte na ostatni guzik. Nie mieliśmy takiej sytuacji, komfortu jak obecnie, gdzie FIFA określa sztywno terminy meczów eliminacyjnych. Wtedy w wielu meczach nie mieliśmy okazji zagrać w najsilniejszym składzie, bo nie udało się powołać wszystkich czołowych zawodników. Ja sam nie grałem we wszystkich meczach eliminacji. To oczywiście odbiło się na wynikach.
Kamerun w wielkim stylu powrócił na mundialowe boiska w 1990 roku we Włoszech. Wtedy byliście już prawdziwą rewelacją turnieju, docierając do ćwierćfinału. W czym tkwiła siła ówczesnych "Nieposkromionych lwów"?
- Jeśli jesteś odpowiednio mocny psychicznie i fizycznie, to stać cię na wiele. My właśnie wtedy połączyliśmy te dwa aspekty. Dołożyliśmy nie tylko dobre przygotowanie motoryczne, ale i mieliśmy tak zwaną świeżość w grze. Duże znaczenie ma mentalność, trzeba wiedzieć o co walczysz. My to wiedzieliśmy.
Osobiście najbardziej utkwiło mi w pamięci wasze spotkanie w ćwierćfinale przeciwko Anglikom. Prowadziliście 2:1, przegrywając ostatecznie 2:3 po dwóch golach z rzutów karnych Gary'ego Linekera...
- Nasza drużyna rosła w siłę od pierwszego pojedynku z Argentyną, który wygraliśmy 1:0. Przed pojedynkiem z Anglią mieliśmy problemy kadrowe i pewnie niewiele osób spodziewało się, że to będzie nasz najlepszym mecz w turnieju. Co to kryć, jeśli od awansu do półfinału dzieli cię siedem minut i tracisz ogromną szansę, to zawsze przychodzi smutek... (w 83 minucie Kamerun stracił gola na 2:2, zaś trzecią bramkę w dogrywce, w 105 minucie - przyp. autora) Futbol to taka miłość, która dostarcza też rozczarowań i my tego doświadczyliśmy.
Którego napastnika z drużyn rywali wspomina pan szczególnie, jest taki, który szczególnie dał się panu we znaki?
- Zawsze z szacunkiem podchodziłem do każdego przeciwnika, ale jednocześnie starałem się jak najlepiej przygotować mentalnie do rywalizacji. Jeśli jesteś mocny pod tym względem, to nie musisz obawiać się, że ktoś cię zaskoczy. Wiesz, przeciwko komu grasz i to cię motywuje.
Czy po 1982 roku miał pan okazję rywalizować jeszcze przeciwko polskim piłkarzom? Jak pan oceni obecną formę naszego najlepszego napastnika ostatnich lat Roberta Lewandowskiego?
- Nie przypominam sobie zbyt wielu takich spotkań przeciwko Polakom po 1982 roku. Co do Lewandowskiego - to jest typowy napastnik, goleador, egzekutor, charakterystyczne jest dla niego to, że w każdym klubie, do którego przychodzi strzela dużo bramek. Taka jest jego rola i z niej się wywiązuje.
Jak pan oceni występ reprezentacji Kamerunu na ostatnim mundialu w Katarze? Waszej drużynie nie udało się awansować do 1/8 finału.
- To były na pewno inne mistrzostwa niż dotychczasowe, piłkarze byli w środku sezonu. Zaczęło się od porażki ze Szwajcarią 0:1, potem był remis z Serbią 3:3. Tam przegrywaliśmy 1:3, ale zdołaliśmy wyrównać. Grając w ostatnim meczu przeciwko Brazylii nie mieliśmy już nic do stracenia. Podjęliśmy walkę. Wygraliśmy 1:0 i to był zdecydowanie najlepszy akcent występu Kamerunu w tych mistrzostwach. Jesteśmy pierwszą afrykańską ekipą, która w mundialu pokonała Brazylię i to trzeba uznać za powód do optymizmu.
W swojej klubowej karierze spędził pan wiele lat w Espanyolu Barcelona. Nadal jest pan ważną postacią dla tego klubu. Co jest takiego szczególnego w tym zespole, że związał pan się z nim na tak długi czas? Pewnie nie wszyscy kibice w Polsce wiedzą, więc proszę podzielić się, czym zajmuje się pan obecnie, po zakończeniu piłkarskiej kariery?
- Espanyol ma w sobie coś, czego nie doświadczy nikt z zewnątrz, spoza tego klubu. Stanowimy jedną wielką rodzinę. Liga hiszpańska jest wymagająca. Kiedyś, jako piłkarz, brałem odpowiedzialność za swoją grę, starałem się wypaść na boisku jak najlepiej. Kiedy pracujesz jako trener, to odpowiadasz za wyniki całej drużyny, a one zależą od poszczególnych piłkarzy, twoich współpracowników. Należę do sztabu szkoleniowego Espanyolu (N'Kono jest jednym z asystentów Diego Martineza - przyp. autora). Od lat jestem obecny w futbolu i daję z siebie to, co w mojej mocy.
Dziękuję za rozmowę.
PIOTR STAŃCZAK
Thomas N'Kono (rocznik 1955) urodził się w Dizangue. Był bramkarzem. Reprezentował kameruńskie kluby: Canon Jaunde, Tonnere Jaunde, potem przeniósł się do Hiszpanii, gdzieś przez dziewięć lat reprezentował Espanyol Barcelona. Występował też w innych hiszpańskich zespołach - CE Sabadell oraz CE L'Hospitalet. Grał też w boliwijskim Club Bolivar. W pierwszej reprezentacji Kamerunu rozegrał 112 spotkań (w latach 1975-94). Największy sukces z drużyną narodową odniósł w 1990 roku, kiedy Kamerun dotarł do ćwierćfinału mundialu we Włoszech. Osiem lat wcześniej występował też w mistrzostwach świata w Hiszpanii. Jako szkoleniowiec był asystentem trenera reprezentacji Kamerunu, obecnie pracuje w sztabie szkoleniowym Espanyolu Barcelona. Przez wielu ekspertów uznawany jest za najlepszego afrykańskiego bramkarza w historii.
Najbardziej efektowne interwencje bramkarskie Thomasa N'Kono.
POLECAM:
- Ivan Hašek o marcowym meczu Czechy - Polska, starciach z Bońkiem i mundialu Italia 90
- Kim Vilfort: Mistrzostwo Europy w 1992 roku było przełomem dla całego duńskiego futbolu
- Norman Mapeza, były piłkarz Sokoła Pniewy: mam sentyment do Polski, tu zacząłem swoją karierę
- Jostein Flo: Roberto Carlos pytał mnie, dlaczego nie gram w koszykówkę
- Kiko Narvaez: Po igrzyskach olimpijskich w Jerez de la Frontera witały mnie tysiące kibiców. Dotarło do mnie, że dokonałem czegoś niesamowitego
Komentarze
Prześlij komentarz