PIŁKA NOŻNA. W 1972 roku reprezentacja Polski zdobyła złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium, był to pierwszy sukces drużyny Kazimierza Górskiego, choć w świecie jeszcze mało ceniony. Sportowa rywalizacja w pewnym momencie zeszła jednak w cień z powodu zamachu terrorystycznego, jaki miał miejsce na początku września w stolicy Bawarii!
- Byliśmy bardzo dobrym zespołem, mieliśmy świetnego szkoleniowca Kazimierza Górskiego, który potrafił nas zmotywować. Ta drużyna w tamtym okresie była gotowa powalczyć o najwyższe cele, nie baliśmy się najlepszych drużyn świata - opowiada Włodzimierz Lubański, legendarny napastnik reprezentacji Polski i Górnika Zabrze, później znany menedżer piłkarski. Choć nie sposób w kilku słowach ocenić słynną dekadę lat 70. dla polskiego futbolu, to te powyższe Lubańskiego w dużej mierze ją oddają.
Lubański: marzyliśmy o tym jako dzieci
Właśnie na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium Polacy rozpoczęli swój marsz do późniejszych sukcesów. Po tym, jak pokonali w finale Węgry 2:1 (po dwóch golach Kazimierza Deyny), stanęli na najwyższym stopniu podium, ze złotymi medalami na szyjach. Droga do nich wcale nie była jednak usłana różami.
- Wtedy nastąpił etap przejścia z oczekiwań do dokonania. Pokazaliśmy, że jako reprezentacja potrafimy zwyciężać. Tam, w Monachium, dotarliśmy do końca. To my zdobyliśmy złoty medal olimpijski, który dodał nam nie tylko radości, ale również motywacji na przyszłość. Usłyszeliśmy po finale Mazurka Dąbrowskiego, jako dzieci marzyliśmy o tym i to się dokonało - mówi Lubański.
Jak rodziły się Orły Górskiego?
W czasie igrzysk, w ciągu dwóch tygodni Polacy rozegrali siedem spotkań, najtrudniejsze przeprawy czekały ich już na samym finiszu. Aby móc walczyć o złoto, biało-czerwoni musieli najpierw pokonać w półfinale Związek Radziecki. Dokonali tego, wygrywając 2:1 (0:1)! Zwycięską bramkę zdobył w 87 minucie Zygfryd Szołtysik, który wykorzystał asystę Lubańskiego. Obaj dobrze znali się ze wspólnych występów w Górniku Zabrze, na boisku rozumieli się bez słów.
- Drużyna Orłów Kazimierza Górskiego narodziła się tak naprawdę jeszcze wcześniej. Przed igrzyskami musieliśmy rozegrać kilka meczów, które pozwoliły nam w ogóle zakwalifikować się do tej imprezy. Pokonaliśmy na przykład niezły zespół Hiszpanii i to my pojechaliśmy na te igrzyska, nie oni. Potem, im dłużej trwał turniej w Niemczech, tym większego zaufania nabieraliśmy do siebie i wiary, że możemy tam osiągnąć sukces - opowiada Lubański.
POLECAM:
Mecz w cieniu zamachu...
Największy dramat nasi piłkarze przeżyli w Monachium, podobnie jak reszta uczestników, kiedy doszło do zamachu terrorystycznego. Przypomnijmy, atak przeprowadzili członkowie palestyńskiej organizacji "Czarny wrzesień", którzy wdarli się do wioski olimpijskiej, do miejsca, gdzie mieszkali sportowcy z Izraela. W czasie zamachu zginęło 17 osób...
- To wszystko działo się tuż przed meczem ze Związkiem Radzieckim. W nocy spaliśmy w apartamencie, który znajdował się niedaleko miejsca zamachu. Słyszeliśmy strzały... Kiedy rano zeszliśmy na śniadanie do restauracji, budynek wokół obstawiali żołnierze z karabinami. Nie wiedzieliśmy w ogóle o co chodzi, co się stało. Dopiero później dowiedzieliśmy się o zamachu. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, z jednej strony czekał nas bardzo ważny mecz, z drugiej nie było wtedy wiadomo, czy igrzyska będą w ogóle kontynuowane - wspomina legendarny polski napastnik.
Wielka tragedia!
Kiedy w końcu Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął decyzję o kontynuowaniu zmagań, polscy piłkarze pojechali autokarem do Norymbergi, aby tam szykować się do półfinałowego starcia. Trudno im było jednak skupić się na samym spotkaniu, bo swoją uwagę kierowali bardziej na tragiczne zdarzenia sprzed kilku czy kilkunastu godzin. Jak dodaje Lubański, dopiero, gdy piłkarze weszli do szatni, zaczęli się mobilizować na spotkanie z Sowietami.
- Na przedmeczowej rozgrzewce co rusz spoglądaliśmy jeden na drugiego, ciężko było jakoś odnaleźć się w tej sytuacji. Związek Radziecki był dodatkowo bardzo silnym zespołem. Oleg Błochin, Wiktor Kołotow czy Jewgienij Rudakow to były największe ówczesne gwiazdy tej drużyny. To byli piłkarze, którzy liczyli się w światowej hierarchii. Całe szczęście, że w pierwszej połowie zostaliśmy ukarani tylko jedną straconą bramką (zdobył ją Błochin w 29 minucie - przyp. autora) - wspomina Włodzimierz Lubański.
- W szatni Kazimierz Górski w swój charakterystyczny sposób powiedział: widzicie jak oni się z nami bawią? Panowie, do roboty! Na drugą połowę wyszliśmy z całkowicie innym nastawieniem.
Graliśmy bardziej agresywnie, poprawiliśmy inne elementy. Wyrównaliśmy na 1:1 (w 79 minucie - przyp. autora), w polu karnym sfaulował mnie obrońca, Gruzin Murtaz Churchiława, z którym notabene rywalizowałem już wcześniej w różnych spotkaniach. Wiedziałem, jak się zachowuje i co trzeba zrobić, aby go oszukać. Spóźnił się z interwencją, sfaulował mnie w polu karnym, "jedenastkę" perfekcyjnie wykorzystał Kaziu Deyna. Potem na 2:1 podwyższył Szołtysik i już byliśmy w finale - mówi legendarny polski napastnik.
Skrót meczu Polska - ZSRR (2:1) w półfinale turnieju olimpijskiego w Monachium.
Górski był jak trener-ojciec
Lubański, wspominając początki słynnej drużyny Kazimierza Górskiego, podkreśla, że już wtedy większość kadrowiczów, wywodzących się z Górnika czy Legii Warszawa, miała za sobą świetne mecze w europejskich pucharach.
- To, że my w Zabrzu ogrywaliśmy takie zespoły jak Manchester City czy Manchester United, zaś Legia Feyenoord Rotterdam, nie było dziełem przypadku. Potem spotkaliśmy się wszyscy w jednej reprezentacji, pod wodzą Kazimierza Górskiego, który był dla nas takim trenerem-ojcem. Miał do nas proste, zrozumiałe i motywujące podejście, wykonywaliśmy w ciemno to, co on założył przed meczem. W bardzo spokojny sposób potrafił zmobilizować nas do maksymalnego wysiłku. Mieliśmy świetną generację piłkarzy, to jedno, ale ważne było jeszcze, aby z nich wydobyć to, co najlepsze. Dlatego czapki z głów przed Panem Kazimierzem. Za jego czasów Polska zdobyła złoty i srebrny medal olimpijski oraz trzecie miejsce w mistrzostwach świata - puentuje Włodzimierz Lubański.
Złote czasy polskiego futbolu wspominaliśmy z jego sławą podczas spotkania z mieszkańcami w podkieleckiej gminie Nowiny (Lubański jest jej honorowym obywatelem i patronem tamtejszego Liceum Sportowego).
POLECAM:
Na biało-czerwonym szlaku: Włodzimierz Lubański mówi o swej kontuzji i Royu McFarlandzie.
Komentarze
Prześlij komentarz