PIŁKA NOŻNA. Sergi Barjuan, obecny dyrektor Akademii Piłkarskiej FC Barcelony, niegdyś znakomity lewy obrońca Dumy Katalonii, dokładnie 30 lat temu, w lutym 1994 roku zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii. Co ciekawe, zagrał przeciwko Polsce i strzelił gola w debiucie! Spotkanie towarzyskie w Teneryfie zakończyło się remisem 1:1.
Sergi Barjuan w czasie meczu piłkarskich legend FC Barcelona - Manchester United. Zdjęcia Archiwum FC Barcelony.
Piotr Stańczak: Mimo, że pojedynek nie miał większej historii, była to tylko towarzyska potyczka, to dla Ciebie na pewno okazał się szczególny. Debiut w kadrze narodowej, zdobyty gol już w 18 minucie. To bardzo miłe wspomnienia!
Sergi Barjuan: - Trzeba przypomnieć, że w tamtym czasie nasza reprezentacja przygotowywała się do do wyjazdu na finały Mistrzostw Świata w Stanach Zjednoczonych. Dla mnie to był praktycznie jedyny mecz w kadrze narodowej przed wyjazdem do USA. Tamto spotkanie w Teneryfie było dla mnie szczególne, po raz pierwszy miałem okazję zagrać z doświadczonymi reprezentantami Hiszpanii. Warto dodać, że raptem kilka miesięcy wcześniej zadebiutowałem w pierwszej drużynie FC Barcelony i w ogóle zacząłem swoją profesjonalną, seniorską karierę w piłce nożnej.
Na koncie masz jednak występy w młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii. Warto przypomnieć, że olimpijska reprezentacja Polski rywalizowała z zawodnikami z twojego pokolenia w finale igrzysk w Barcelonie, na Camp Nou Hiszpania wygrała 3:2 po dramatycznym pojedynku i zwycięskim golu w samej końcówce!
- Nie brałem akurat udziału w tej imprezie, ale pamiętam, że to było duże piłkarskie święto w Barcelonie. Padło wiele bramek, były emocje, to zawsze podoba się kibicom. Ja występowałem w reprezentacji Hiszpanii do lat 21 już od następnego sezonu, ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy, w finale pokonaliśmy Francję.
Jak przyjęli cię starsi koledzy z reprezentacji?
- Dobrze się zaaklimatyzowałem. Z wieloma reprezentantami grałem już na co dzień w Barcelonie, choćby Antonem Beguiristainem, Jose Mari Bakero, Josepem Guardiolą, bramkarzem Andonim Zubizarettą, Julio Salinasem, poza tym czołowymi zawodnikami reprezentacji byli między innymi: Fernando Hierro, Jose Luis Caminero. Ówczesny selekcjoner Hiszpanii Javiera Clemente powiedział mi krótko: możesz grać tak jak w Barcelonie, bo obecnie jesteś najlepszym lewym obrońcą w Hiszpanii.
Wróćmy do samego meczu. Hiszpania objęła prowadzenie po twoim golu, jak wspominasz tę konkretną sytuację?
- Jeśli dobrze pamiętam, Hierro podał piłkę Salinasowi, ten zagrał na do mnie na lewą stronę boiska. Wbiegłem w pole karne i strzeliłem celnie w długi róg bramki Polaków! Jak okazało się po latach, był to jedyny gol, jakiego zdobyłem w pierwszej reprezentacji Hiszpanii, a rozegrałem w niej 56 spotkań (do 2002 roku – przypisek Piotra Stańczaka).
Wystąpiłeś w czterech wielkich turniejach – finałach mistrzostw świata w 1994 i 1998 roku oraz mistrzostw Europy w 1996 i 2000. Mieliśmy wielu świetnych piłkarzy, ale mimo tego nigdy nie zdobyliście w tamtych latach żadnego cennego trofeum. Dlaczego?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli chcesz wygrywać wielkie turnieje, musisz mieć w drużynie nie tylko bardzo dobrych piłkarzy. Potrzebne jest także szczęście w decydujących momentach, a my niestety czasem nie mieliśmy go… Można przypomnieć mistrzostwa świata w USA, nasz mecz przeciwko Włochom w ćwierćfinale. Mauro Tasotti rozbił nos Luisowi Enrique, wszystko działo się w polu karnym Italii, ale sędzia (Węgier Sandor Puhl – przypisek Piotra Stańczaka) nie podyktował dla nas rzutu karnego, nie wyrzucił rywala z boiska. Przegraliśmy 1:2, gola w końcówce meczu strzelił nam Roberto Baggio. Z kolei dwa lata później, także w ćwierćfinale zagraliśmy przeciwko gospodarzom Euro, Anglii, przegraliśmy w rzutach karnych 2:4, mecz po dogrywce zakończył się remisem 0:0. Szkoda zwłaszcza tych dwóch wielkich turniejów, bo mieliśmy naprawdę mocny zespół. Jeżeli jednak chcesz wygrać mistrzostwa świata czy Europy, musisz mieć świetnych piłkarzy, dobrą atmosferę i wielu momentach potrzebne jest szczęście. Jak już wspomniałem, nam tego szczęścia brakowało.
Z drugiej strony może przyczyną porażek Hiszpanii w mistrzostwach był brak gwiazd takiego formatu, wielkich indywidualności lat 90. jak Romario, Roberto Baggio czy Christo Stoiczkow. Zgodzisz się z moją opinią?
- Gwiazdy są ważne, ale na wyniki drużyny pracuje cała drużyna oraz sztab trenerski, nie jeden piłkarz. Choćby miał wielkie umiejętności, nigdy sam nie wygra meczu i żadnego turnieju. Romario i Baggio, Stoiczkow, też mieli wokół siebie bardzo dobrych graczy i wzajemnie się wspierali.
Sergi Barjuan: - Trzeba przypomnieć, że w tamtym czasie nasza reprezentacja przygotowywała się do do wyjazdu na finały Mistrzostw Świata w Stanach Zjednoczonych. Dla mnie to był praktycznie jedyny mecz w kadrze narodowej przed wyjazdem do USA. Tamto spotkanie w Teneryfie było dla mnie szczególne, po raz pierwszy miałem okazję zagrać z doświadczonymi reprezentantami Hiszpanii. Warto dodać, że raptem kilka miesięcy wcześniej zadebiutowałem w pierwszej drużynie FC Barcelony i w ogóle zacząłem swoją profesjonalną, seniorską karierę w piłce nożnej.
Na koncie masz jednak występy w młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii. Warto przypomnieć, że olimpijska reprezentacja Polski rywalizowała z zawodnikami z twojego pokolenia w finale igrzysk w Barcelonie, na Camp Nou Hiszpania wygrała 3:2 po dramatycznym pojedynku i zwycięskim golu w samej końcówce!
- Nie brałem akurat udziału w tej imprezie, ale pamiętam, że to było duże piłkarskie święto w Barcelonie. Padło wiele bramek, były emocje, to zawsze podoba się kibicom. Ja występowałem w reprezentacji Hiszpanii do lat 21 już od następnego sezonu, ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy, w finale pokonaliśmy Francję.
Jak przyjęli cię starsi koledzy z reprezentacji?
- Dobrze się zaaklimatyzowałem. Z wieloma reprezentantami grałem już na co dzień w Barcelonie, choćby Antonem Beguiristainem, Jose Mari Bakero, Josepem Guardiolą, bramkarzem Andonim Zubizarettą, Julio Salinasem, poza tym czołowymi zawodnikami reprezentacji byli między innymi: Fernando Hierro, Jose Luis Caminero. Ówczesny selekcjoner Hiszpanii Javiera Clemente powiedział mi krótko: możesz grać tak jak w Barcelonie, bo obecnie jesteś najlepszym lewym obrońcą w Hiszpanii.
Wróćmy do samego meczu. Hiszpania objęła prowadzenie po twoim golu, jak wspominasz tę konkretną sytuację?
- Jeśli dobrze pamiętam, Hierro podał piłkę Salinasowi, ten zagrał na do mnie na lewą stronę boiska. Wbiegłem w pole karne i strzeliłem celnie w długi róg bramki Polaków! Jak okazało się po latach, był to jedyny gol, jakiego zdobyłem w pierwszej reprezentacji Hiszpanii, a rozegrałem w niej 56 spotkań (do 2002 roku – przypisek Piotra Stańczaka).
Wystąpiłeś w czterech wielkich turniejach – finałach mistrzostw świata w 1994 i 1998 roku oraz mistrzostw Europy w 1996 i 2000. Mieliśmy wielu świetnych piłkarzy, ale mimo tego nigdy nie zdobyliście w tamtych latach żadnego cennego trofeum. Dlaczego?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli chcesz wygrywać wielkie turnieje, musisz mieć w drużynie nie tylko bardzo dobrych piłkarzy. Potrzebne jest także szczęście w decydujących momentach, a my niestety czasem nie mieliśmy go… Można przypomnieć mistrzostwa świata w USA, nasz mecz przeciwko Włochom w ćwierćfinale. Mauro Tasotti rozbił nos Luisowi Enrique, wszystko działo się w polu karnym Italii, ale sędzia (Węgier Sandor Puhl – przypisek Piotra Stańczaka) nie podyktował dla nas rzutu karnego, nie wyrzucił rywala z boiska. Przegraliśmy 1:2, gola w końcówce meczu strzelił nam Roberto Baggio. Z kolei dwa lata później, także w ćwierćfinale zagraliśmy przeciwko gospodarzom Euro, Anglii, przegraliśmy w rzutach karnych 2:4, mecz po dogrywce zakończył się remisem 0:0. Szkoda zwłaszcza tych dwóch wielkich turniejów, bo mieliśmy naprawdę mocny zespół. Jeżeli jednak chcesz wygrać mistrzostwa świata czy Europy, musisz mieć świetnych piłkarzy, dobrą atmosferę i wielu momentach potrzebne jest szczęście. Jak już wspomniałem, nam tego szczęścia brakowało.
Z drugiej strony może przyczyną porażek Hiszpanii w mistrzostwach był brak gwiazd takiego formatu, wielkich indywidualności lat 90. jak Romario, Roberto Baggio czy Christo Stoiczkow. Zgodzisz się z moją opinią?
- Gwiazdy są ważne, ale na wyniki drużyny pracuje cała drużyna oraz sztab trenerski, nie jeden piłkarz. Choćby miał wielkie umiejętności, nigdy sam nie wygra meczu i żadnego turnieju. Romario i Baggio, Stoiczkow, też mieli wokół siebie bardzo dobrych graczy i wzajemnie się wspierali.
FC Barcelona w końcówce lat 90. Górny rząd, od lewej: Ruud Hesp, Abelardo, Frank de Boer, Rivaldo, Luis Enrique, Josep Guardiola. Dolny rząd, z lewej: Philippe Cocu, Patrik Kluivert, Michael Reiziger, Sergi Barjuan, Luis Figo.
Twoi młodsi koledzy z reprezentacji Hiszpanii osiągnęli w XXI wieku to, co wcześniej nie udało się twojemu pokoleniu. Dwukrotnie zostali mistrzami Europy, raz mistrzami świata. Można w ogóle porównać te zespoły, kadrę Hiszpanii z lat 90. z tą, która wygrywała później wielkie turnieje?
- Trudno porównać. Piłkarze z mojego pokolenia i ci nieco starsi nie byli z pewnością gorsi pod względem indywidualnych umiejętności. Nasz zespół, który później wygrywał mistrzostwa świata i Europy, tworzyli natomiast gracze, którzy w tym czasie byli w życiowej formie, wszyscy piłkarze znajdowali się w wyśmienitej dyspozycji, Xavi, Iniesta i wielu innych. Właśnie wtedy przeżywali swój najlepszy czas w karierze. W zespole zagrały wszystkie elementy – wysokie umiejętności, świetna atmosfera, szczęście, bo ono też jest bardzo potrzebne.
Gwiazdą Barcelony jest obecnie Robert Lewandowski, mój rodak. W ostatnim czasie nie brak jednak krytycznych opinii pod jego adresem, w tym sezonie jest mniej skuteczny. Wygląda na to, że nie ma teraz dobrej passy...
- Słabsze momenty zdarzają się każdemu, jeśli tu, w Barcelonie, przegrasz jeden czy dwa mecze, już można mówić, że jest to zły czas dla drużyny. Jeśli chodzi o Roberta, on najlepiej czuje się jako ten środkowy napastnik, w obrębie pola karnego rywala. Jeśli musi operować piłką w bocznych strefach boiskach, wychodzić zbyt daleko od pola karnego przeciwników, wtedy traci wiele swoich atutów, nie czuje się komfortowo.
Wiele słów krytyki spada na Roberta także w Polsce, za słabszą w ostatnich miesiącach grę w reprezentacji Polski. To nasza wielka gwiazda, ciąży na nim ogromna presja, ale z drugiej strony sam meczu nie wygra…
- Ta presja to jest coś zupełnie normalnego. Jeśli zawodnik, szczególnie takiego pokroju jak Robert, spisuje się słabiej, zawsze spotka go krytyka. To doświadczony piłkarz, z dużymi oczekiwaniami musiał radzić sobie już grając w Niemczech. Jeśli występujesz w takich klubach jak Bayern Monachium czy FC Barcelona, spotykasz się z presją w każdym momencie i musisz być gotowy do walki o najwyższe cele. Robert to profesjonalista, cały czas dba o swoją formę, sylwetkę.
Za kilka miesięcy czekają nas finały Mistrzostw Europy w Niemczech. Czego spodziewasz się po tej imprezie. Zagrają w niej 24 zespoły, nie brak opinii, że to jednak zbyt duża liczba finalistów.
- Myślę, że UEFA stara się ostatnio zmieniać formułę turniejów ze względów finansowych. Im więcej drużyn w mistrzostwach, tym więcej meczów, a więc i szans na to, aby zarobić większą ilości pieniędzy. Zbyt częste tego typu zmiany mogą okazać się jednak mało komfortowe i spotykać z krytyką ze strony kibiców.
Dziękuję za rozmowę.
- Trudno porównać. Piłkarze z mojego pokolenia i ci nieco starsi nie byli z pewnością gorsi pod względem indywidualnych umiejętności. Nasz zespół, który później wygrywał mistrzostwa świata i Europy, tworzyli natomiast gracze, którzy w tym czasie byli w życiowej formie, wszyscy piłkarze znajdowali się w wyśmienitej dyspozycji, Xavi, Iniesta i wielu innych. Właśnie wtedy przeżywali swój najlepszy czas w karierze. W zespole zagrały wszystkie elementy – wysokie umiejętności, świetna atmosfera, szczęście, bo ono też jest bardzo potrzebne.
Gwiazdą Barcelony jest obecnie Robert Lewandowski, mój rodak. W ostatnim czasie nie brak jednak krytycznych opinii pod jego adresem, w tym sezonie jest mniej skuteczny. Wygląda na to, że nie ma teraz dobrej passy...
- Słabsze momenty zdarzają się każdemu, jeśli tu, w Barcelonie, przegrasz jeden czy dwa mecze, już można mówić, że jest to zły czas dla drużyny. Jeśli chodzi o Roberta, on najlepiej czuje się jako ten środkowy napastnik, w obrębie pola karnego rywala. Jeśli musi operować piłką w bocznych strefach boiskach, wychodzić zbyt daleko od pola karnego przeciwników, wtedy traci wiele swoich atutów, nie czuje się komfortowo.
Wiele słów krytyki spada na Roberta także w Polsce, za słabszą w ostatnich miesiącach grę w reprezentacji Polski. To nasza wielka gwiazda, ciąży na nim ogromna presja, ale z drugiej strony sam meczu nie wygra…
- Ta presja to jest coś zupełnie normalnego. Jeśli zawodnik, szczególnie takiego pokroju jak Robert, spisuje się słabiej, zawsze spotka go krytyka. To doświadczony piłkarz, z dużymi oczekiwaniami musiał radzić sobie już grając w Niemczech. Jeśli występujesz w takich klubach jak Bayern Monachium czy FC Barcelona, spotykasz się z presją w każdym momencie i musisz być gotowy do walki o najwyższe cele. Robert to profesjonalista, cały czas dba o swoją formę, sylwetkę.
Za kilka miesięcy czekają nas finały Mistrzostw Europy w Niemczech. Czego spodziewasz się po tej imprezie. Zagrają w niej 24 zespoły, nie brak opinii, że to jednak zbyt duża liczba finalistów.
- Myślę, że UEFA stara się ostatnio zmieniać formułę turniejów ze względów finansowych. Im więcej drużyn w mistrzostwach, tym więcej meczów, a więc i szans na to, aby zarobić większą ilości pieniędzy. Zbyt częste tego typu zmiany mogą okazać się jednak mało komfortowe i spotykać z krytyką ze strony kibiców.
Dziękuję za rozmowę.
Roman Kosecki, były kapitan reprezentacji Hiszpanii, strzelec gola w meczu Hiszpania - Polska 9 lutego 1994 roku, wspomina mecz w Teneryfie:
- Był to nasz pierwszy mecz pod wodzą nowego selekcjonera Henryka
Apostela. Szykowaliśmy się do eliminacji do Mistrzostw Europy w Anglii.
Ta nowa kadra była już wtedy odmłodzona, do głosu coraz bardziej
dochodzili w niej olimpijczycy - Andrzej Juskowiak, Wojciech Kowalczyk,
Jurek Brzęczek, Marek Koźmiński oraz inni. Hiszpanów prowadził z kolei
Javier Clemente. Oni również mieli bardzo silny zespół. Ponieważ
występowałem wtedy w Atletico Madryt, znałem wszystkich reprezentantów
Hiszpanii, na co dzień rywalizowaliśmy ze sobą w lidze. Spotkanie też
dostarczyło bardzo wiele emocji. Ja stoczyłem mnóstwo pojedynków
zwłaszcza z Sergi Barjuanem, który zdobył gola na 1:0 dla gospodarzy.
Znałem jego czy Alberta Ferrera z Barcelony. To byli szybcy, twardzi,
boczni obrońcy. Naszą akcję bramkową zapoczątkował Wojtek Kowalczyk, przeprowadził szybki rajd, ale nie
zdołał oddać strzału na bramkę Hiszpanów, bo piłkę w ostatniej chwili
wybił mu obrońca. Trafiła jednak do mnie a ja strzeliłem lewą nogą do
siatki. Choć to był mecz towarzyski, to na pewno wynik 1:1 nas ucieszył.
Cały wywiad z Koseckim znajdziecie tutaj: Roman Kosecki o meczu Hiszpania - Polska: Zubizaretta mówił "Kosa, zejdź mi z oczu"!
Protokół meczowy, 9 lutego 1994 roku, Teneryfa
Hiszpania - Polska 1:1 (1:1)
Bramki: 1:0 Sergi Barjuan 19 min., 1:1 Roman Kosecki 38.
Hiszpania:
Zubizaretta - Chano, Alkorta, Abelardo - Otero, Hierro (46. Guardiola),
Sergi - Minambres, Nadal (46. Camarasa), Gonzalez (46. Beguiristain) -
Salinas (46. Castano). Trener Javier Clemente.
Polska:
Woźniak - Grembocki, Łapiński, Bąk (46. Staniek), Jegor - Kosecki,
Lewandowski (78. Czerwiec), Brzęczek, Jałocha (72. Jaskulski) -
Kowalczyk, Juskowiak (63. Bałuszyński). Trener Henryk Apostel. POLECAM:
Skrót meczu Hiszpania - Polska (1:1), 9 lutego 1994 roku w Teneryfie.
- Kiko Narvaez: Po igrzyskach olimpijskich w Jerez de la Frontera witały mnie tysiące kibiców. Dotarło do mnie, że dokonałem czegoś niesamowitego
- Hiszpan Roberto Solozabal przeszedł drogę od piłkarza do... iron mana. Walczył przeciwko Polsce w pamiętnej olimpiadzie
- Abelardo: po meczu z Polską świętowaliśmy olimpijskie złoto, trener też musiał zatańczyć!
Komentarze
Prześlij komentarz