Zbigniew Raubo: "Internet miesza w głowach dzieciom". Trener boksu o tym, dlaczego młodzież chce szybkich sukcesów
BOKS. Zbigniew Raubo wyszkolił już wiele pokoleń pięściarzy i pięściarek. Najmłodsi, którzy pojawiają się u niego w sali mają 13-14 lat. - Oby wytrzymali, bo ja na pewno dam radę - zaznacza szkoleniowiec. Miałem okazję porozmawiać z nim podczas niedawnych Targów Branży Bokserskiej i V Forum Polskiego Boksu w Kielcach.
Nie jest łatwo poprosić Zbigniewa Raubo o wywiad, szczególnie w czasie takiej imprezy jak ta w Targach Kielce. Wzięły w niej udział około trzy tysiące osób - zawodników, trenerów, kibiców, sponsorów. 68-letni, charyzmatyczny trener, w przeszłości współpracował między innymi z Tomaszem Adamkiem, Przemysławem Saletą, Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem, Arturem Szpilką.
Piotr Stańczak: Zanin zaczęliśmy ten wywiad, wiele osób, także tych młodych, chciało z panem choć przez chwilę porozmawiać, prosili o wspólne zdjęcie, autograf. Jak wielu ma pan obecnie nastoletnich, podopiecznych?
Zbigniew Raubo: - Ja w klubie Flow Fighters w Warszawie nie mam jakiejś wielkiej liczby trenujących ludzi, najwyżej 20 osób. W tym gronie jest trzech, czterech chłopaków w wieku 13, 14 lat. Mam nadzieję, że będą przyszłością boksu. Tylko trzeba trzymać kciuki, żeby oni wytrzymali, ja wytrzymam na pewno!
Jak pracuje się panu z takimi adeptami boksu?
- Dzisiejsza młodzież bardzo szybko chce wszystko osiągnąć. Ja też chciałem, ale nie w takim tempie. Nie miałem internetu i nie widziałem, co się dzieje w tym świecie, że można tak szybko gonić za marzeniami w głowie a nie stopniowo spełniać je w rzeczywistości.
- Dzisiejsza młodzież bardzo szybko chce wszystko osiągnąć. Ja też chciałem, ale nie w takim tempie. Nie miałem internetu i nie widziałem, co się dzieje w tym świecie, że można tak szybko gonić za marzeniami w głowie a nie stopniowo spełniać je w rzeczywistości.
Internet miesza w głowie dzieciom, młodzieży, później mamy takie a nie inne efekty.Trzeba zauważyć, że nie każdy przecież będzie mistrzem, ale trenowanie boksu daje wiele korzyści takich życiowych.
- Nie ograniczałbym się tylko do boksu. Uprawianie jakiegokolwiek sporu pomaga. Japończycy od wielu, wielu lat mają powiedzenie: jeżeli ktoś nie ma przerwy na półgodzinny trening, to wylatuje z pracy! W zdrowym ciele zdrowy duch. Kiedy człowiek jest pozytywnie zmęczony, głowa także pracuje inaczej. Ten relaks przenosi się później na pracę. To jest propagowanie całego sportu. Przedstawiciele wielu dyscyplin zazdroszczą nam, bokserom, właśnie tej fajnej atmosfery, grupy ludzi, spotkania pokoleń.
Porozmawiajmy chwilę o wrześniowych Mistrzostwach Świata w Liverpoolu. Przywieźliśmy z nich trzy medale - złoty i dwa srebrne. Jak pan ocenia ten turniej?
- Panie redaktorze, co tu oceniać? Bardzo dobrze. Rewelacyjnie! Przed igrzyskami liczyliśmy, że medal może przywieźć Aneta Rygielska lub Ela Wójcik, tymczasem wyskoczyła Julka Szeremeta (śmiech). Tym razem na najwyższym stopniu podium stanęła Agata (Kaczmarska - przyp. autora). Ja znam ją od zawsze, ale wiele osób pewnie nie. Zrobiła psikusa i dziś już wszyscy wiedzą kim jest! Julka Szeremeta zaliczyła dwa finały wielkich turniejów w ciągu roku. Rewelacja! Aneta Rygielska wraca ze srebrnym medalem Mistrzostw Świata. Pamiętam, jak byliśmy razem na Igrzyskach Europejskich w Baku, ona tam zdobyła brązowy medal. Występ doskonały, tak to trzeba oceniać.
Czekamy na to, żeby męska część reprezentacji Polski nawiąże do sukcesów dziewczyn. W ostatnich latach to panie wyraźnie przejęły pałeczkę.
- Wszystko się zgadza, ale powtórzę to, co zawsze: to, że dzisiaj nie ma, to nie znaczy, że jutro nie będzie. Dajmy chłopcom szansę, nie zabierajmy nadziei.
Nikt nie znał na przykład Julki Szeremety, dziś to gwiazda najwyższego kalibru na świecie. To jest piękne.
Dlaczego w Mistrzostwach Europy czy Świata nie może wyskoczyć jakiś kolejny zawodnik? Naprawdę mamy kilku fajnych chłopaków. Dziwię się, że jeden z nich nie jest jeszcze mistrzem Europy. To jest taki mój cichy faworyt, ale proszę wybaczyć, nie zdradzę nazwiska.
Boks w obecnych czasach ma dużą konkurencję, są różne federacje, freak fighty, MMA. Przed laty było inaczej, teraz pięściarze mają różne pokusy, aby powalczyć gdzieś za większe pieniądze na takiej czy inne gali.
- Kto urodził się, aby być mistrzem świata, to nim zostanie, nie będzie wchodził w żadne freak fighty. Ja traktuję je jako rozrywkę dla ludzi, a nie jako sport. Nie można tego ze sobą mieszać.
- Kto urodził się, aby być mistrzem świata, to nim zostanie, nie będzie wchodził w żadne freak fighty. Ja traktuję je jako rozrywkę dla ludzi, a nie jako sport. Nie można tego ze sobą mieszać.
Czy freak fighty zabrały z boksu Włodarczyka? Szpilkę? Kogoś innego? Jeden, drugi czy kolejny i tak nie byliby już mistrzami świata.
Co mieli osiągnąć, to osiągnęli, teraz są w taki wieku a nie innym, sport nie poniósł z tego powodu wielkiej straty. Dziś liczą się o 10 czy 15 lat młodsi.
Panu dopisuje zdrowie, energia też. Współpracuje pan z nowymi ludźmi, czy grupa podopiecznych jest już wąska, wyselekcjonowana?
- Ja już nie selekcjonuję ludzi. Kto przychodzi, ma prawo ze mną trenować, czy się to komu podoba, czy nie. Ja nie decyduję: "Ty mi się podobasz, ty nie, wynocha". Każdy, kto pojawia się w klubie, ma prawo ze mną trenować i dla każdego znajdę czas. Nie mam zamiaru przestać.
Dziękuję za rozmowę.
POLECAM:
- Aneta Rygielska, wicemistrzyni świata w boksie: pierwsze sparingi z chłopakami były bardzo mocne!
- Moje spotkanie z mistrzem... Wojciechem Bartnikiem, medalistą olimpijskim z Barcelony
- Moje spotkanie z mistrzynią... Agnieszką Kobus-Zawojską. Od ergometru do wywiadu! WIDEO
- Moje spotkanie z mistrzem... Szymonem Kołeckim. Złoto zdobył po ośmiu latach!
- Damian Janikowski o przeszkoleniu wojskowym: najpierw sala MMA, później karabin
Komentarze
Prześlij komentarz