Zagłębie Lubin - AC Milan. Mirosław Dreszer wspomina bój Dawida z Goliatem
PIŁKA NOŻNA. W historii polskiego futbolu, w europejskich pucharach wiele razy dochodziło do konfrontacji naszych klubów z europejskimi potęgami. Dwumecz Zagłębia Lubin z włoskim AC Milan należy zaliczyć właśnie do takich pojedynków. Wspominam go razem z Mirosławem Dreszerem, byłym bramkarzem "Miedziowych".
Mirosław Dreszer, były golkiper Zagłębia Lubin dziś jest szkoleniowcem bramkarzy Ruchu Chorzów. Zdjęcia: VHS Retro Sport, Akademia Ruchu Chorzów.
Rywalizacja Zagłębia Lubin z włoskim AC Milan w pierwszej rundzie Pucharu UEFA w 1995 roku była starciem Dawida z Goliatem. Niestety, ten słabszy - w przeciwieństwie do biblijnej przypowieści - nie wygrał z mocarzem. "Miedziowi" mieli swoje problemy, dosłownie kilkadziesiąt godzin przed pierwszym meczem w Zagłębiu doszło do zwolnienia trenera Władysława Wojno, który, jak się okazało, nie odpowiadał większości zawodnikom. Zastąpił go Janusz Stańczyk.
Zagłębie w europejskich pucharach
Cofnijmy się na moment kilka lat wstecz. Wcześniejsza przygoda Zagłębia z europejskimi pucharami była krótka. W 1990 roku drużyna z Dolnego Śląska wywalczyła wicemistrzostwo Polski, w Pucharze UEFA odpadła w pierwszej rundzie przegrywając dwukrotnie z włoską Bolonią 0:1. W następnym sezonie lubińska ekipa była już najlepsza w kraju. W pierwszej rundzie Pucharu Europy (wówczas nie było jeszcze Ligi Mistrzów) odpadła w rywalizacji z duńskim Broendby Kopenhaga (2:1 u siebie, 0:3 na wyjeździ).
Kolejna pucharowa przygoda czekała Zagłębie cztery lata później. Tym razem drużyna z Lubina walczyła w Pucharze UEFA. Zanim los skojarzył ich w pierwszej rundzie ze słynnym Milanem, w fazie wstępnej przeżyli męczarnie z ormiańskim Szirakiem Gumri. W Lubinie padł remis 0:0, ale w rewanżu nasz zespół zwyciężył 1:0 po golu swojego kapitana Stefana Machaja.
Potęga z Mediolanu
AC Milan był wówczas europejską i światową potęgą. Jeszcze w czasach, kiedy w zespole z Mediolanu występowało trzech Holendrów - Ruud Gulit, Marco van Basten i Frank Rijkaard - drużyna ta dwa razy z rzędu wygrała Puchar Europy (w 1989 i 1990 roku). Ponownie na szczyt wróciła w 1994, kiedy rywalizacja toczyła się już w Lidze Mistrzów. Milan w pamiętnym finale w Atenach rozbił FC Barcelonę 4:0. Rok później także miał szansę na powtórne zwycięstwo w Champions League, ale wtedy w finale musiał już uznać wyższość Ajaxu Amsterdam (0:1).
Kilka miesięcy później zespół trenera Fabio Capello zaczynał walkę w Pucharze UEFA. W swoim składzie miał prawdziwą konstelację gwiazd, byli to między innymi: Roberto Baggio, Dejan Savičević, Zvonimir Boban, George Weah, Franco Baresi, Paolo Maldini, Christian Panucci, Roberto Donadoni, Demetrio Albertini, Mauro Tassotti, Alessandro Costacurta czy młody, obiecujący Massimo Ambrosini. Jednym słowem konstelacja gwiazd włoskiej piłki, wielu wicemistrzów świata z 1994 roku i zagraniczne gwiazdy w składzie. Zagłębiu przyszło zmierzyć się z prawdziwą potęgą, podobnie jak dwanaście lat wcześniej np. Lechii Gdańsk z Juventusem Turyn w Pucharze Zdobywców Pucharów.
Mecz w Lubinie o 13.30!
Konfrontacja "Miedziowych" w Milanem zakończyła się dwoma porażkami - najpierw 0:4 we Włoszech, w rewanżu 1:4 w Lubinie. Z pewnością w pamięci, szczególnie starszym kibicom, zapadł pojedynek na starym, gigantycznym stadionie Zagłębia, który odbył się 26 września 1995 roku. Zgromadził około 15 tysięcy kibiców.
Miejscowe kopalnie specjalnie skróciły zmiany pracownikom, aby jak najwięcej osób mogło obejrzeć na żywo drużynę gospodarzy i światowe gwiazdy. Jedynie pora rozgrywania meczu była mocno zaskakująca (szczególnie dla Włochów) - pierwszy gwizdek zabrzmiał o 13.30. Takie były jednak realia - polski klub nie miał na obiekcie sztucznego oświetlenia, zaś nie chciał występować na innym stadionie.
Protokół i bilet na mecz Zagłębie - AC Milan 26 września 1995 roku. Foto Archiwum Mirosława Dreszera.
W rewanżu jedyną bramkę dla Zagłębia zdobył Krzysztof Krzyżanowski - trafił do siatki w 73. minucie, zmniejszając wówczas straty do stanu 1:2. Pewien niedosyt pozostał, szczególnie, że gospodarze mieli swoje okazje bramkowe, najlepsze zmarnował Sławomir Majak. Mediolańczycy w końcówce postawili jednak kropkę nad "i", po dwóch golach Bobana ustalili wynik na 4:1.
Więcej o meczach z Milanem opowiada poniżej Mirosław Dreszer, 60-letni dziś trener bramkarzy Ruchu Chorzów, wtedy golkiper Zagłębia.
Wywiad z Mirosławem Dreszerem, byłym bramkarzem Zagłębia Lubin
Piotr Stańczak: Jak wyglądała Wasza droga do spotkania z Milanem? W rundzie wstępnej musieliście najpierw pokonać ormiańskiego Sziraka Gumri.
Mirosław Dreszer: - To nie był dla nas taki łatwy dwumecz. Wprost przeciwnie, mieliśmy z Ormianami naprawdę ciężką przeprawę. U siebie nie potrafiliśmy wygrać, skończyło się na bezbramkowym remisie, ale mogli też ponieść porażkę, bo rywale kilka razy bardzo groźnie nas skontrowali. Na wyjeździe zwyciężyliśmy 1:0, nasz kapitan Stefan Machaj strzelił gola głową i tym samym dał nam awans do pierwszej rundy. To były jednak duże męczarnie.
Mirosław Dreszer: - To nie był dla nas taki łatwy dwumecz. Wprost przeciwnie, mieliśmy z Ormianami naprawdę ciężką przeprawę. U siebie nie potrafiliśmy wygrać, skończyło się na bezbramkowym remisie, ale mogli też ponieść porażkę, bo rywale kilka razy bardzo groźnie nas skontrowali. Na wyjeździe zwyciężyliśmy 1:0, nasz kapitan Stefan Machaj strzelił gola głową i tym samym dał nam awans do pierwszej rundy. To były jednak duże męczarnie.
Z Milanem przyszło wam grać w trudnym momencie – tuż po zwolnieniu trenera Wiesława Wojno. Jak drużyna radziła sobie z tym wewnętrznym kryzysem tuż przed wyjazdem do Mediolanu?
- Nie mieliśmy powodów do radości. Doszło do zwolnienia trenera Wojno, w lidze przegraliśmy z Pogonią Szczecin 0:2 na własnym boisku. Naszym szkoleniowcem został Janusz Stańczyk. Nie ma co kryć, byliśmy wtedy w kryzysie, choć akurat ja po meczu z Pogonią dostałem ocenę "8".
- Nie mieliśmy powodów do radości. Doszło do zwolnienia trenera Wojno, w lidze przegraliśmy z Pogonią Szczecin 0:2 na własnym boisku. Naszym szkoleniowcem został Janusz Stańczyk. Nie ma co kryć, byliśmy wtedy w kryzysie, choć akurat ja po meczu z Pogonią dostałem ocenę "8".
Trener przeciwników powiedział po spotkaniu, że gdyby nie Dreszer, to wygrana jego zespołu byłaby wyższa.Jaka atmosfera towarzyszyła wam w czasie pierwszego meczu na San Siro w Mediolanie? Odbył się 12 września 1995 roku. Czy odczuwaliście duży stres wychodząc na boisko przeciwko gwiazdom Capello?
- Na pewno na nas wszystkich Milan robił wrażenie, takie nazwiska jak: Boban, Weah, Savičević, Baresi, Panucci, Maldini, Roberto Baggio i inni na czele z trenerem Fabio Capello. Mieliśmy przekonanie, że jedziemy jakby na ścięcie, że nam tam wbiją z osiem bramek albo więcej, bo mogli na nas się przejechać.
Kompromitacji na taką skalę na szczęście dla was nie było. Skończyło się na porażce 0:4.
- Mecz tak się ułożył, że w 11 minucie dostaliśmy gola na 1:0, strzelił go Savicević. Graliśmy jednak ambitnie, staraliśmy pokazać się z dobrej strony. Szkoda, że zaraz po przerwie straciliśmy drugiego gola, zdecydowało moje nieporozumienie w polu karnym ze Stefanem Machaja. Chciałem wyłapać piłkę po dośrodkowaniu z lewej strony w nasze pole karne, ale wcześniej Stefan odbił ją głową, nieszczęśliwie do naszej siatki. Kiedy tak na "dzień dobry" strzelasz sobie samobója, to ciężko potem pozbierać się w starciu z takim rywalem.
Na 3:0 trafił Liberyjczyk George Weah. Tak huknął w prawy róg, że nawet nie zobaczyłem dobrze piłki! Trzeba przyznać, że miał to uderzenie!
Na 4:0 podwyższył Boban i na tym skończyła się nasza wyprawa do Mediolanu.
Skrót pierwszego meczu AC Milan - Zagłębie Lubin (4:0).
Po meczu Stefan Machaj mówił w jednym z wywiadów, że przecież Barcelona też przegrała z Milanem 0:4. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że zawsze to jakiś pozytyw.
- Dobrze wiedzieliśmy, z kim się mierzymy. Po prostu tam jeden zawodnik, Baggio czy Maldini, zarabiał tyle co cały nasz klub. O czym my w ogóle rozmawiamy, nie ma porównania. Byliśmy za mali na to wszystko. Zważywszy na to, że sami byliśmy w kryzysie, ta porażka 0:4 nie była jakąś kompromitacją.
Mecz rewanżowy w Lubinie odbył się 26 września 1995 roku, miał nietypową otoczkę. Co stało za dziwną godziną spotkania, które zaczęło się o 13.30. Jak na przyjazd piłkarskiej potęgi reagowali lubińscy kibice?
- Dziwne to była historia z tą godziną meczu. Wstępnie były założenia, że zagramy w Poznaniu przy sztucznym świetle, ale gdzieś coś tam organizacyjnie nie wypaliło. W rezultacie, w środku tygodnia zagraliśmy z Milanem o tej 13.30. Pora dla nikogo nie była tak naprawdę komfortowa, ale kibice bardzo nas wspierali, zainteresowanie było duże. Na mecz przyszło około 15 tysięcy osób. Z drugiej strony, na ówczesnym, ogromnym stadionie w Lubinie, zajęli tylko połowę wszystkich dostępnych miejsc.
Jak przebiegał rewanż? Czuliście, że Milan was lekceważy?
- Szkoda tego meczu, do przerwy było 0:0. Każdy gdzieś tam miał jakieś ambicje, chciał się pokazać przed własną publicznością, a już zremisować to byłoby naprawdę super. Mecz rewanżowy transmitowała telewizja, chcieliśmy się pokazać. Co mogę powiedzieć - rywale co rusz obijali słupki czy poprzeczki mojej bramki, to za chwilę trafiali do siatki. Historyczną bramkę strzelił dla nas Jarek Krzyżanowski (dziś drugi trener rezerw Zagłębia - przyp. autora). Milan, wiadomo, był pewny swego, ale nie odczuwaliśmy, że traktują nas jakoś z góry. Byli profesjonalistami, przyjechali do Lubina przypieczętować awans zrobili to. Przegraliśmy 1:4, choć ostatnie dwa gole straciliśmy już w końcówce. Na pamiątkę zachowałem sobie bilet z tego meczu w Lubinie.
- Szkoda tego meczu, do przerwy było 0:0. Każdy gdzieś tam miał jakieś ambicje, chciał się pokazać przed własną publicznością, a już zremisować to byłoby naprawdę super. Mecz rewanżowy transmitowała telewizja, chcieliśmy się pokazać. Co mogę powiedzieć - rywale co rusz obijali słupki czy poprzeczki mojej bramki, to za chwilę trafiali do siatki. Historyczną bramkę strzelił dla nas Jarek Krzyżanowski (dziś drugi trener rezerw Zagłębia - przyp. autora). Milan, wiadomo, był pewny swego, ale nie odczuwaliśmy, że traktują nas jakoś z góry. Byli profesjonalistami, przyjechali do Lubina przypieczętować awans zrobili to. Przegraliśmy 1:4, choć ostatnie dwa gole straciliśmy już w końcówce. Na pamiątkę zachowałem sobie bilet z tego meczu w Lubinie.
Który zawodnik Milanu szczególnie zapadł panu w pamięci?
- Tam cały wyjściowy skład plus rezerwowi to były wielkie piłkarskie sławy. Ja przede wszystkim zapamiętałem tego niesamowitego George’a Weaha, to był szybki zawodnik, bardzo silny.
- Tam cały wyjściowy skład plus rezerwowi to były wielkie piłkarskie sławy. Ja przede wszystkim zapamiętałem tego niesamowitego George’a Weaha, to był szybki zawodnik, bardzo silny.
Kiedy urwał się rywalowi, to już ciężko było go dogonić. "Kopyto" miał rzeczywiście bardzo, bardzo, mocne.
Ogólnie mogę powiedzieć, że w latach klubowej kariery rywalizowałem z różnymi sławami. Jako bramkarz Magdeburga w niemieckiej Bundeslidze, w meczu przeciwko Bayernowi Monachium obroniłem rzut karny, który wykonywał Jens Jeremies. Bawarczyków prowadził wówczas Otmar Hitzfeld. Kiedy w europejskich pucharach broniłem z kolei barw GKS Katowice, graliśmy przeciwko Bayerowi Leverkusen, tam brylowali m.in. bardzo dobrze znany polskim kibicom Andrzej Buncol a także reprezentant Niemiec Olaf Thon.
W klubowej karierze miał pan okazję zagrać przeciwko gwiazdom, należał pan do czołówki polskich golkiperów. Czego zabrakło do debiutu w pierwszej reprezentacji kraju?- Był taki czas, że trenerzy reprezentacji chcieli mnie powołać na zimowe zgrupowanie, ale niestety, doznałem kontuzji, złamałem nogę i na tym się skończyły marzenia o pierwszej reprezentacji. Mam w dorobku jedynie mecze w kadrze olimpijskiej i młodzieżowej (w 1984 roku Dreszer zajął z reprezentacją Polski U-18 trzecie miejsce w mistrzostwach Europy - przyp. autora).
Skrót drugiego meczu Zagłębie - AC Milan w Lubinie (1:4).
Jak ocenia Pan te mecze, porównując je do obecnych występów polskich klubów w europejskich pucharach? Generalnie teraz cieszymy, że mamy cztery drużyny w Lidze Konferencji.
- Powiem tak - jeśli nie możemy osiągnąć tego, co byśmy chcieli, no to osiągamy to, na co nas stać. Niestety, tak to dziś wygląda. W klubach na pewno powinno grać więcej Polaków, to ważne, jeśli chcemy mieć mocną reprezentację. Niestety, nie zawsze to zmierza w tym kierunku, jakiego byśmy oczekiwali. Powinno grać więcej Polaków, żeby budować reprezentację. Pod tym względem piłka nożna u nas nie zmierza w najlepszym kierunku. Może należałoby wprowadzić limity obcokrajowców, mogących występować w ekstraklasie? Za chwilę grę w reprezentacji skończą Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński, kto zostanie ich następcą, jak wychowamy przyszłych reprezentantów, jeśli w polskich klubach tracą miejsce w składzie na rzecz piłkarzy z innych krajów.
Czym zajmuje się pan obecnie, jest jakiś kontakt z dawnymi kolegami z Zagłębia?
- Już piąty rok zajmuję się trenowaniem bramkarzy Ruchu Chorzów, poprzednio na tym samym stanowisku pracowałem w Koronie Kielce a jeszcze wcześniej w innych klubach, gdzie też zajmowałem się szkoleniem golkiperów. W Chorzowie pomagają mi Piotrek Lech, Rysiu Kołodziejczyk, Łukasz Miś, który niegdyś też był moim wychowankiem. Pracy jest dużo, ale efekty też są.
Pod koniec roku razem z żoną jadę do Magdeburga, gdzie występowałem przed laty, spotkam się z dawnymi kolegami. Będziemy świętowali 25 rocznicę naszego zwycięstwa z Bayernem Monachium.
Jeśli chodzi o Zagłębie - pożegnałem się z tym klubem w 1997 roku za czasów trenera Adama Topolskiego. Obwinił mnie za porażkę w jednym z meczów, odstawił od składu. Ująłem się honorem i odszedłem. Nie wiem, może dziś, postąpiłbym inaczej, ale wtedy podjąłem taką a nie inną decyzję. Kiedy pracowałem jako trener bramkarzy Korony Kielce, miałem już okazję gościć na nowym stadionie w Lubinie. Byłych kolegów z drużyny jednak wtedy nie spotkałem, dawne czasy mogłem natomiast powspominać z jednym z porządkowych, pracujących w czasie meczu. Nasze drogi rozeszły się po świecie, takie jest życie piłkarzy.
Dziękuję za rozmowę.
Protokół meczowy - 12 września 1995 roku, Mediolan
AC MILAN - ZAGŁĘBIE LUBIN 4:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Dejan Savicević 11 min., 2:0 Stefan Machaj 46 samobójcza, 3:0 George Weah 67, 4:0 Zvonimir Boban 71.
MILAN: Ielpo - Panucci, Baresi, F. Galli, Maldini - Donadoni, Albertini (79. Ambrosini), Boban, Savicević (76. Di Canio) - Weah (68. R. Baggio), Simone. Trener Fabio Capello.
ZAGŁĘBIE: Dreszer - Machaj, Rogowskoj, Kałużny, Przerywacz - Najewski (70. Jasiński), Nalepka, Górski, Krzyżanowski (83. Hebda) - Szczypkowski (86. Szeliga), Majak. Trener Janusz Stańczyk.
Żółte kartki: Krzyżanowski, Przerywacz. Sędzia główny: Christer Faelstroem (Szwecja). Widzów: 7,6 tysięcy.
Protokół meczowy - 12 września 1995 roku, Lubin
ZAGŁĘBIE LUBIN - AC MILAN 1:4 (0:0)
Bramki: 0:1 Stefano Eranio 52, 0:2 Marco Simone 62, 1:2 Jarosław Krzyżanowski 72, 1:3 Boban 86, 1:4 Boban 89.
ZAGŁĘBIE: Dreszer - Bubnowicz (65. Szeliga), Rogowskoj, Kałużny, Przerywacz (46. Krzyżanowski) - Nalepka, Machaj, Dziarmaga, Górski - Szczypkowski (61. Szczypkowski), Majak.
MILAN: Ielpo - Tassotti, Costacurta (60. Coco), Galli, Maldini - Donadoni, Desailly, Boban, Eranio - Weah (51. Di Canio), Simone (73. R. Baggio).
Żółta kartka: Donadoni. Sędzia główny: Oguz Sarvan (Turcja). Widzów: 15 tysięcy.
Źródła: "Piłka Nożna", "Łączy nas Piłka", www.uefa.com.
POLECAM:
- Ukraina - Polska 1:3. Jerzy Engel wspomina: to był zespół twardych charakterów!
- Legia Warszawa w Lidze Mistrzów! Były kierownik drużyny wspomina mecze z IFK Goeteborg
- Obrona Częstochowy i "Książę Paryża"! 30 lat po meczu Francja - Polska
- Dariusz Wolny o meczach GKS Katowice z Bordeaux: nie baliśmy się nikogo!
- Tomasz Dziubiński, pierwszy Polak, który strzelił gola w Lidze Mistrzów: takich chwil się nie zapomina!
Komentarze
Prześlij komentarz