PIŁKA NOŻNA. Dwadzieścia lat temu reprezentacja Łotwy sprawiła ogromną sensację, występując w finałach Mistrzostw Europy 2004 w Portugalii. W eliminacjach do tego turnieju ich drużyna dwukrotnie zmierzyła się z Polską. Jak tamten okres, dotąd najlepszy w dziejach łotewskiego futbolu wspomina Marians Pahars, jeden z najsłynniejszych zawodników z tego kraju?
Marian Pahars po zakończeniu kariery był też trenerem, prowadził m.in. reprezentację Łotwy, ostatnio asystentem selekcjonera tamtejszej kadry. Zdjęcia Instagram/profil prywatny.
W 2004 roku reprezentacja Łotwy, pierwszy i jak dotąd jedyny raz w swojej historii, wystąpiła w finałach wielkiego turnieju. Podopieczni Aleksandra Starkovsa wywalczyli historyczny awans, mierząc się w grupie eliminacyjnej między innymi z Polską, ale także ze Szwecją, Węgrami i San Marino.
Jeśli chodzi o potyczki z naszą reprezentacją, to Łotysze najpierw sensacyjnie wygrali 1:0 w Warszawie (w październiku 2002 roku), zaś w rewanżu w Rydze przegrali z biało-czerwonymi 0:2 (we wrześniu 2003). Ostatecznie to jednak oni uplasowali się w grupie na drugim miejscu (po wygranej w Szwecji 1:0 w ostatniej kolejce), zaś Polska zajęła trzecie. W barażu Łotwa wyeliminowała Turcję i w czerwcu 2004 roku pojechała na finały Mistrzostw Europy.
48-letni obecnie Marians Pahars to jeden z najlepszych piłkarzy w historii łotewskiego futbolu, później selekcjoner tamtejszej reprezentacji, dziś obserwator techniczny z ramienia UEFA. Jeszcze w ubiegłym roku był asystentem selekcjonera Łotwy. W kadrze narodowej swojego kraju zadebiutował w 1996 roku, grał w niej do 2007. W sumie ma na koncie 75 spotkań, strzelił 15 goli. W klubowej karierze reprezentował m.in. Pardaugavę Ryga, Skonto Ryga, angielski FC Southampton czy cypryjski Anorthosis Famagusta. Wspomina historyczny turniej w Portugalii.
Piotr Stańczak: Wasza droga do finałów Euro wiodła m.in. przez dwumecz z Polską. Jak pan wspomina eliminacyjne potyczki z naszą reprezentacją?
Marians Pahars: - Pierwsze spotkanie, które wygraliśmy w Warszawie 1:0, było dla nas wielkim świętem. Polska miała wtedy silny zespół, w składzie doświadczonych zawodników. W Southampton występowałem razem z Tomaszem Hajto, Kamilem Kosowskim, później Grzegorzem Rasiakiem, którzy w tamtych latach byli czołowymi zawodnikami waszej reprezentacji. Jurij Laizans zdobył bramkę po kapitalnym uderzeniu z dystansu, ja asystowałem mu w tej sytuacji! Pamiętam, że wykonywaliśmy rzut z autu, piłka trafiła do mnie w okolicach środka boiska.
Pobiegłem do przodu, następnie podałem do Jurija, ten rozpędził się, oszukał obrońców i pięknym uderzeniem (z około 17 metrów) zakończył naszą akcję. Gol padł w 30 minucie. Polacy nas atakowali, ale nie pozwoliliśmy sobie odebrać tego zwycięstwa.
Jak pan zapamiętał ówczesną reprezentację Polski?
- Rywalizowaliśmy ponad dwadzieścia lat temu, więc nie pamiętam już różnych szczegółów. W waszej bramce stał wtedy Jerzy Dudek, znakomity golkiper w tamtych latach, którego też pamiętam z czasów, gdy później występował w FC Liverpool i wygrał z tą drużyną Ligę Mistrzów. Jak już mówiłem, to był silny zespół, grający dobrze pod względem fizycznym, musieliśmy stoczyć z nim ciężką walkę. Z drugiej strony my nie czuliśmy przed rywalem obaw, byliśmy mocni, poukładani taktycznie, zgrani, pewni w defensywie, drużyna miała wartościowych zmienników. W drugim spotkaniu, na Łotwie, kiedy przegraliśmy 0:2 nie mogłem wystąpić z powodów zdrowotnych. Miałem uraz po meczu ligowym i trener reprezentacji nie chciał ryzykować wystawiając mnie do gry. Pamiętam natomiast, że Polacy zaprezentowali się bardzo solidnie i odnieśli wówczas zasłużone zwycięstwo.
Skrót meczu Polska - Łotwa (0:1) w październiku 2002 roku w Warszawie.
Ostatecznie to wy sprawiliście ogromną niespodziankę zajmując drugie miejsce w grupie eliminacyjnej, potem ogrywając w barażu Turcję!
- Tak, dostaliśmy się do niego dzięki wygranej ze Szwecją 1:0 w ostatnim spotkaniu w grupie. W dwumeczu z Turcją wygraliśmy u siebie 1:0, na wyjeździe zremisowaliśmy 2:2. Dla reprezentacji tak małego kraju jak Łotwa sam awans do finałów Mistrzostw Europy był wielkim, historycznym wydarzeniem, czymś, co trudno było sobie nawet wyobrazić. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi! Podobnie nasi kibice.
Kiedy wróciliśmy z Turcji, już z wywalczonym awansem, radości i wiwatów nie było końca. Tańce, śpiewy, tłumy kibiców witających nas na lotnisku, wizyty w siedzibie naszego rządu i u prezydenta - to wszystko to piękna historia. Byliśmy bohaterami Łotwy, wszyscy mówili tylko o nas.
W samych finałach rozegraliście trzy spotkania w grupie, jeden zremisowaliście, dwa przegraliście, ale mimo wszystko sam występ w takiej imprezie był już dla Łotwy dużym osiągnięciem.
- Trafiliśmy na europejskie i światowe potęgi, nikt nie liczył na to, że wyjdziemy z grupy. Byliśmy szczęśliwi, że w ogóle znaleźliśmy się w tym gronie, ale też nie czuliśmy strachu przed nikim, nie mieliśmy niczego do stracenia. W pierwszym meczu przegraliśmy z Czechami 1:2. Do przerwy prowadziliśmy 1:0, w drugiej połowie rywale wyrównali, zaś decydującego gola straciliśmy w końcówce! To było bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu. W drugim meczu zremisowaliśmy z Niemcami 0:0, myślę, że angielski sędzia (Mike Riley - przyp. autora) skrzywdził nas, nie dyktując rzutu karnego za faul na Marisie Verpakovskisie. Przyszło nam jednak walczyć z wielkimi gwiazdami jak Oliver Kahn, Michael Ballack czy jeszcze wieloma innymi. Zdobyliśmy punkt i zaczęliśmy w pewnym momencie wierzyć nawet, że stać nas na awans do ćwierćfinału (śmiech). Niestety, w trzecim pojedynku w grupie Holandia pozbawiła nas złudzeń, przegraliśmy 0:3. Prezentowali poziom, który dla nas był niedościgniony.
Skrót meczu Łotwa - Polska (0:2) we wrześniu 2003 roku w Rydze.
Byliście najlepszym pokoleniem piłkarzy w historii Łotwy, ale w kolejnych latach nie zdołaliście awansować do żadnego wielkiego turnieju. Nie udaje wam się to zresztą od dwóch dekad. Dlaczego?
- Ciężko znaleźć jeden powód, jest ich kilka. Myślę, że w wielu momentach brakowało gdzieś liderów w reprezentacji, takich charakterów, jakie miała nasza drużyna. Po Euro 2004 część piłkarzy, np. Maris Verpakovskis, zyskało uznanie, ale niektórzy zakończyli już swoje kariery po tym turnieju, natomiast następcy nie prezentowali już tak wysokiego poziomu. Po tamtym turnieju finałowym przeciwnicy też inaczej już do nas podchodzili, znali nasze atuty, wiedzieli, że jesteśmy mocnym zespołem, mimo, że z małego kraju, to nie wolno nas lekceważyć. W naszej reprezentacji dochodziło jednak do zmian pokoleniowych, trudno było oczekiwać, że młodzi szybko zapełnią lukę po doświadczonych zawodnikach.
Nie mamy takiego potencjału osobowego jak inne, większe kraje, choćby na przykład Polska. Sukcesy nie przychodzą co roku czy co dwa lata. Musimy być cierpliwi, wierzę, że nasza reprezentacja jeszcze w przyszłości powtórzy to osiągnięcie z 2004 roku.
Jaki jest w ogóle stan obecnego, łotewskiego futbolu?
- Nie udało nam się zakwalifikować do finałów Euro 2024 w Niemczech, po eliminacjach zmierzyliśmy się jeszcze towarzysko z Polską (Łotwa przegrała w Warszawie 0:2 - przyp. autora). Pod wodzą dotychczasowego selekcjonera Dainisa Kazakevicsa stworzyliśmy perspektywiczny zespół, zgrany, panowała w nim dobra atmosfera. Zawodnicy nie są dziś wielkimi gwiazdami, z doświadczeniem w silnych klubach, ale dają nadzieję na lepszą przyszłość, że będą nadal się rozwijać. Najlepszy zespół ligi łotewskiej, RFS Ryga w ubiegłym sezonie (2022-23) rywalizował w grupie w Lidze Konferencji Europy. W innym klubach także inwestuje się coraz większe pieniądze. Myślę, że dzięki temu poziom naszych drużyn będzie ogólnie poprawiał się z roku na rok. Reprezentację objął nowy szkoleniowiec, Włoch Paolo Nicolato, który wcześniej prowadził młodzieżową reprezentację Italii do lat 21. Pod jego wodzą powalczymy w kolejnej edycji Ligi Narodów (Łotysze rywalizują w Dywizji C, w grupie zagrają z Armenią, Wyspami Owczymi i Macedonią Północną - przyp. autora).
Reprezentacja Polski w marcu zmierzy się w półfinale barażu o awans do Euro 2024 z Estonią w Warszawie. Co pan może powiedzieć o naszym przeciwniku, jaki to będzie pojedynek?
- Na pewno Polska nie będzie miała łatwej przeprawy. Estonia to wymagający rywal. Wasza reprezentacja miała ostatnio problemy. Macie wielką gwiazdę, Roberta Lewandowskiego, ale jego kariera w drużynie narodowej powoli będzie się kończyła, trudno oczekiwać, aby osiągał lepszą formę niż kiedykolwiek wcześniej. Dla selekcjonera reprezentacji to również nie jest łatwa decyzja, jak w przyszłości budować nową drużynę już bez niego. Młodzi gracze nie są jeszcze gotowi, aby go zastąpić, na wszystko potrzeba czasu. Zmiany pokoleniowe w reprezentacji nigdy nie są łatwe, sam zresztą wiem jak one odbiły się na kadrze Łotwy jeszcze za moich czasów, kiedy byłem zawodnikiem. Nasze obecne drużyny grały ze sobą towarzysko jesienią ubiegłego roku. Polska zwyciężyła 2:0, ale myślę, że dopisało jej też szczęście, my mieliśmy swoje okazje. Oczywiście, wasz zespół ma piłkarzy, których indywidualne umiejętności mogą robić tę różnicę.
Co pan może powiedzieć o Estonii, reprezentacji kraju waszego sąsiada?
- To silny zespół, który potrafi analizować grę przeciwnika i wyciągać wnioski. Łotwa grała z nią w 2022 roku w Pucharze Bałtyku i nie był to dla nas łatwy pojedynek (półfinał rozgrywek, padł remis 1:1, w rzutach karnych Łotysze zwyciężyli 5:3 - przyp. autora).
Estonia ma drużyną poukładaną taktycznie, zdyscyplinowaną, na poszczególnych pozycjach mają swoich liderów. Ich atutem jest także mentalność, są mocni psychicznie, waleczni, co charakteryzuje drużyny z północy Europy, Skandynawii.
Nie jest łatwo grać przeciwko takim zespołom. Jak już mówiłem wcześniej, nie spodziewajcie się łatwego pojedynku.
Mimo wszystko Polska gra u siebie, teoretycznie jest faworytem meczu. Jeśli pokonamy Estonię, zmierzymy się w finale barażu z Walią lub Finlandią.
- Jeśli Polacy awansują do finału barażu i przyjdzie im zagrać przeciwko jednej z tych drużyn, to naprawdę ciężko będzie wskazać stuprocentowego faworyta. Łotwa grała przeciwko Walii w grupie w ostatnich eliminacjach do Euro 2024 (u siebie przegrała 0:2, na wyjeździe 0:1 - przyp. autora). To mocny zespół. Tu również dochodzi jednak do zmian pokoleniowych, media spekulują kto będzie następcą Garetha Bale'a czy jeszcze innych doświadczonych zawodników. Walijczycy występują w klubach Premier League, gdzie poziom jest wysoki. Finowie to groźny, skandynawski zespół, trener Markku Kanerva wykonał tam bardzo dobrą pracę, drużyna ta zagrała już w finałach Euro 2020. Kwestia, kto więc z tej czwórki zespołów ostatecznie awansuje teraz do turnieju finałowego w Niemczech jest otwarta.
Wróćmy na koniec do pańskich planów na ten rok. Pozostanie pan w sztabie szkoleniowym reprezentacji Łotwy?
- Obecnie pełnią rolę delegata technicznego UEFA na meczach Ligi Mistrzów oraz Ligi Konferencji. Analizuję spotkania, potem zdaję raporty. W ubiegłym roku byłem też dyrektorem technicznym w łotewskiej federacji piłkarskiej. Czy będę nadal pracował w sztabie naszej reprezentacji? Tego nie wiem. Dainis Kazakevics, któremu do tej pory asystowałem, pożegnał się z kadrą, przyszedł nowy selekcjoner. Trudno konkretnie powiedzieć, gdzie będę pracował w najbliższych miesiącach, niewykluczone, że rozejrzę się za ofertami z klubów czy innych federacji.
Dziękuję za rozmowę.
POLECAM:
Skrót meczu Czechy - Łotwa w finałach Mistrzostw Europy 2004 w Portugalii.
- Sergi Barjuan, legenda FC Barcelony o spotkaniu Hiszpania - Polska: to mój szczególny mecz!
- Gabor Kiraly, legenda reprezentacji Węgier: gra w długich spodniach przynosiła szczęście
- Jostein Flo: Roberto Carlos pytał mnie, dlaczego nie gram w koszykówkę
- Lumír Sedláček o meczach Groclinu z Herthą i Manchesterem City: te gwiazdy znałem tylko z telewizji
- Thomas N'Kono, legenda Kamerunu wspomina swoje mundiale i mecz z Polską: nie czuliśmy strachu
Komentarze
Prześlij komentarz