PIŁKA NOŻNA. We wtorek 20 lutego dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarł Andreas Brehme, legendarny obrońca Republiki Federalnej Niemiec, mistrz świata z 1990 roku! Słynnego piłkarza wspomina Tomasz Kłos, były reprezentant Polski, który ponad dwadzieścia lat temu był jego podopiecznym w FC Kaiserslautern.
Legendarny niemiecki piłkarz Andreas Brehme zmarł 20 lutego 2024 roku, miał 63 lata. Fot. Materiały Akani Group.
Andreas Brehme zmarł nagle w wieku 63 lat. Trudno jeszcze sobie to uzmysłowić. Nawet w ostatnim czasie był bardzo aktywny w mediach społecznościowych, wspominał swoje najsłynniejsze mecze, turnieje, sukcesy z Republiką Federalną Niemiec czy z klubami, choćby włoskim Interem Mediolan, w którym spędził cztery lata. Smutek towarzyszył mu tylko, kiedy przywoływał w pamięci legendarnego szkoleniowca Franza Beckenbauera, "Cesarza", z którym wywalczył tytuł mistrza świata we Włoszech, w 1990 roku.
Najważniejszy moment w karierze
W pamiętnym finale RFN pokonała Argentynę 1:0, decydującego gola w 85 minucie uzyskał właśnie Brehme! Zawodnik ten wykorzystał rzut karny, na wagę zdobycia Pucharu Rimeta. To był jego czas, jego turniej, jego czas chwały!
Dwa lata temu zaprosiłem go do wywiadu do mojej książki "Na biało-czerwonym szlaku", wspominaliśmy mundial w Italii i tę sytuację, kiedy przymierzał się do słynnego karnego. Dziś przywołują ją różne portale, media społecznościowe. Jak wspominał ją sam Brehme?
- To był zdecydowanie najważniejszy moment w mojej karierze, choć przecież nie trwał długo. Wiele razy już opowiadałem o tym rzucie karnym. Cel był prosty - w takiej sytuacji musisz skupić się na tym, aby pokonać bramkarza, stłumić gdzieś w głowie wszystko to, co dookoła, co cię rozprasza. Musisz zrobić swoje - opowiadał Andreas Brehme w wywiadzie do książki "Na biało-czerwonym szlaku".
Andreas Brehme wykonuje rzut karny w finale mundialu 1990 między RFN i Argentyną.
Na pewno dwa lata temu słynny niemiecki obrońca przyczynił się do tego, że mój e-book powstał, trafił do internetu, jego treść stała się ciekawsza. Któż nie chciałby w swoich wspomnieniach z lat dziecięcych zawrzeć rozmowy z mistrzem świata, zdobywcą decydującego gola? Cały wywiad możecie przeczytać tutaj: Andreas Brehme: w czasie mistrzostw świata we Włoszech byliśmy jednością i mieliśmy "Cesarza"
Kłos: potrafił dośrodkować "w punkt"
Niewielu polskich piłkarzy miał tak naprawdę okazję grać przeciwko Andreasowi Brehme, natomiast jego podopiecznym już w późniejszych latach, na początku XXI wieku w FC Kaiserslautern był Tomasz Kłos, wówczas filar obrony reprezentacji naszego kraju.
- Trafiłem do tego klubu z Bundesligi, kiedy trenerem był jeszcze Otto Rehhagel. Potem byłem podstawowym zawodnikiem Kaiserslautern za czasów właśnie Andreasa Brehme. Tuż po jego przyjściu do klubu wygraliśmy pięć lub sześć meczów z rzędu, natomiast od początku sezonu 2001-02 po ośmiu kolejkach ligowych byliśmy liderem tabeli! To było fantastyczne - wspomina Tomasz Kłos.
Jak dodaje były polski obrońca, później klub sprowadzał kolejnych, nowych zawodników, drużynie brakowało stabilizacji, choć ogólnie Kłos ten okres spędzony w Kaiserslautern wspomina dobrze.
- To był radosny człowiek, dużo żartował, ale na ławce trenerskiej wiele razy zmieniał się w nerwusa. Potrafił nas też oczywiście opieprzyć, kiedy sytuacja tego wymagała. Jego losy jako trenera różnie się potem wiodły (w Kaiserslautern zastąpił go Belg Eric Gerets - przyp. autora), ale przede wszystkim zapamiętaliśmy go też jako świetnego piłkarza. Nie musiał nam opowiadać o mistrzostwie świata, wszyscy wiedzieliśmy, z jaką gwiazdą mamy do czynienia - dodaje były gracz ŁKS Łódź i naszej kadry. Kiedy Brehme był jego szkoleniowcem w klubie, Kłos równolegle wywalczył z reprezentacją pamiętny awans do finałów mundialu w Korei Południowej i Japonii.
Polak wspomina, że kiedy stawał razem z zawodnikami do gierek treningowych, nie było dla niego różnicy, czy ma operować prawą czy lewą nogą. Na boisku występował na lewej stronie defensywy, ale tak naprawdę był wszechstronnym piłkarzem, potrafiącym odnaleźć się w ataku. W 86 meczach, jakie rozegrał w kadrze RFN, strzelił osiem goli, z czego na przykład dwa w arcyważnych spotkaniach na mundialu w 1990 roku - w półfinale przeciwko Anglii oraz finale z Argentyną.
- Będąc na pełnej szybkości potrafił celnie dośrodkować, można powiedzieć "w punkt". Kiedy trzeba było, to wykończyć akcję zespołu. Nawet grając z nami na treningu potrafił wiele razy nas zaskoczyć a niekiedy nawet ośmieszyć. Wielka szkoda, że odszedł tak wspaniały mistrz. Wiadomo, że bardzo przeżył śmierć Franza Beckenbauera, niezwykle cenił tego szkoleniowca, razem świętowali sukces w mundialu w 1990 roku (słynny "Cesarz" zmarł 7 stycznia tego roku - przyp. autora). W krótkim czasie odeszły dwie ikony niemieckiego futbolu... - mówił ze smutkiem Tomasz Kłos.
Znów gra razem z "Cesarzem"
Brehme z reprezentacją wywalczył jeszcze wicemistrzostwo świata (w 1986 roku w Meksyku) i wicemistrzostwo Europy (1992 w Szwecji), dotarł do półfinału Euro 1988 na boiskach RFN. Mundial we Włoszech to był szczyt ówczesnej formy drużyny niemieckiej.
- Kiedy miałem 14 lat, moimi wielkimi idolami byli Gerd Müller, Wolfgang Overath i Franz
Beckenbauer. Kto by pomyślał, że później będę mógł grać w niemieckiej
kadrze narodowej jako podopieczny Franza… Finały mistrzostw we Włoszech były najlepszym czasem w mojej piłkarskiej
karierze, a zdobycie Pucharu Świata było absolutnym punktem
kulminacyjnym. Prawie wszystko w naszej grze funkcjonowało wtedy idealnie, byliśmy
prawdziwą drużyną, walczyliśmy jeden za wszystkich i wszyscy za jednego i oczywiście mieliśmy "Cesarza" na ławce trenerskiej! Był dla nas prawdziwym autorytetem - opowiadał Brehme w mojej książce "Na biało-czerwonym szlaku".
Dziś Franz i Andreas znów grają razem, prawdopodobnie Beckenbauer potrzebował solidnego, wszechstronnego obrońcy do swojej drużyny, którą tworzy tam w niebiosach...
POLECAM:
- Odchodzą wielcy mistrzowie. Mario Zagallo i Franz Beckenbauer dołączyli do niebiańskiej ligi
- Stanisław Oślizło i Jan Banaś wspominają Bobby'ego Charltona. "Wyróżniał się na tle Anglików. Świetna lewa noga i skuteczność"
- Nie żyje Wojciech Łazarek, były selekcjoner reprezentacji Polski. Prowadził kadrę w latach 80.
- Tomasz Kłos o meczu Polska - Włochy: oszukałem Nestę, trafiłem do siatki. Duma była wielka!
Komentarze
Prześlij komentarz