Od Holandii do Turcji. Dlaczego Wojciech Kowalczyk odmówił gry w reprezentacji?

PIŁKA NOŻNA. Kiedy latem 1993 roku Polski Związek Piłki Nożnej odebrał Legii Warszawa tytuł mistrza kraju, napastnik stołecznej drużyny Wojciech Kowalczyk na znak protestu zrezygnował z gry w naszej reprezentacji. Powrócił dopiero wtedy, gdy kadra straciła już szansę na awans do finałów mundialu w USA a ze stanowiska selekcjonera zrezygnował Andrzej Strejlau. 
Wojciech Kowalczyk (na czele) w meczu dawnych olimpijczyków w 2022 roku. Foto Piotr Stańczak. 

Spory i konflikty piłkarzy z selekcjonerami reprezentacji nie są niczym nowym, także w dziejach polskiej piłki. Protest Wojciecha Kowalczyka miał jednak inne podłoże, sam zainteresowany po latach zdaje się potwierdzać, że podjąłby jeszcze raz taką samą decyzję. 

19-latek pokonał Pagliukę!

Wróćmy do początku lat 90. minionego stulecia. Wojciech Kowalczyk był jednym z największych objawień polskiej piłki w tamtym okresie. Mieszkający na warszawskim Bródnie napastnik po raz pierwszy dał o sobie znać w meczach Legii z Sampdorią Genua w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów wiosną 1991 roku. W rewanżowym pojedynku we Włoszech "Kowal" dwa razy zmusił do kapitulacji słynnego Gianlucę Pagliukę, padł remis 2:2 (pierwszy mecz w Warszawie wygrali gospodarze 1:0). 

W półfinale rozgrywek Legia odpadła już w dwumeczu z Manchesterem United. 19-letni wówczas piłkarz strzelił gola w rewanżu na Old Trafford, a tamto spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Niestety, pierwszy pojedynek przy Łazienkowskiej "Wojskowi" przegrali 1:3. 

Gol w debiucie

Kowalczyk w ciągu kilku tygodni stał się bohaterem nie tylko Warszawy. Zadebiutował najpierw w reprezentacji olimpijskiej u Janusza Wójcika, zaś w sierpniu tego samego roku w dorosłej kadrze, strzelając gola Szwecji w towarzyskim pojedynku, który Polacy wygrali 2:0. O ile paradoksalnie w naszej lidze Legia prezentowała się później przeciętnie, tak na arenie międzynarodowej Kowalczyk mógł popisać się strzeleckimi umiejętnościami. Zanim jeszcze wyjechał z kadrą olimpijską na turniej w Barcelonie, przyczynił się do zwycięstwa pierwszej reprezentacji w towarzyskim meczu z Austrią w Wiedniu (4:2). Tam również zdobył bramkę, popisując się efektowymi "nożycami". 

Pamiętne igrzyska w Barcelonie

Igrzyska w Barcelonie były imprezą jego życia. Wprawdzie królem strzelców rozgrywek został jego partner z ataku Andrzej Juskowiak (miał siedem bramek na koncie), ale wiele asyst zawdzięcza Kowalczykowi, obaj stworzyli zresztą bardzo groźny dla rywali i świetnie rozumiejący się duet napastników. Gracz Legii w turnieju olimpijskim uzyskał cztery celne trafienie, w tym jedno w pamiętnym finale przeciwko Hiszpanii (2:3 na Camp Nou). 

Kowalczyk był jednym z orędowników hasła "Zmieniamy szyld i jedziemy dalej". Olimpijczycy domagali się, aby to ich trener, Janusz Wójcik, został selekcjonerem pierwszej reprezentacji. Euforii po olimpijskim srebrze nie ulegli jednak działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej, selekcjonerem pozostał Andrzej Strejlau, który zresztą sukcesywnie wprowadzał do zespołu kolejnych bohaterów z Barcelony. 

Strzelał w kraju i Europie

Wydawało się, że mieszanka dotychczasowej rutyny z młodością przyniesie skutek, szczególnie, że początek eliminacji do Mistrzostw Świata 1994 był udany dla Polski. Po zwycięstwie nad Turcją (1:0 w Poznaniu) Biało-Czerwoni sensacyjnie zremisowali z Holandią w Rotterdamie 2:2. Kowalczyk strzelił gola na 2:0 w 21 minucie. Wykorzystał centrę Romana Koseckiego i celnie uderzył piłkę głową z ostrego kąta, pokonując Stanleya Menzo. 

Poniżej skrót meczu Holandia - Polska w 1992 roku w Rotterdamie. 


20-letni wówczas napastnik miał smykałkę do strzelania goli, obojętnie czy na polskich czy europejskich boiskach. Kwestią czasu wydawało się, kiedy trafi do silnego, zagranicznego klubu. Trenerem Legii Warszawa został dobrze znany "Kowalowi" Janusz Wójcik. Stołeczna drużyna, po nieudanym sezonie 1991-92, zaczęła ponownie liczyć się w walce o tytuł mistrza kraju. Reprezentant Polski stworzył groźny duet napastników z Maciejem Śliwowskim. 

"Niedziela cudów"

Losy mistrzowskiego tytuły w sezonie 1992-93 rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej, czerwcowej kolejce. Legia wygrała na wyjeździe z Wisłą Kraków 6:0, kolejny pretendent do tytułu ŁKS Łódź rozgromił z kolei u siebie Olimpię Poznań 7:1. Takie rozstrzygnięcia dawały jednak mistrzostwo Legii, która na finiszu sezonu miała lepszy bilans bramek od łodzian. Świętowanie w stolicy nie trwało jednak długo. W kolejnych dniach i tygodniach piłkarska centrala badała bowiem, czy w obu przypadkach nie doszło do kupna meczów przez zespoły walczące o "majstra". To właśnie wtedy zaczęto mówić o tak zwanej "niedzieli cudów", czyli ostatniej kolejce. 

Mimo różnych podejrzeń do dziś nie ma jednoznacznych dowodów na to, aby spotkania w Krakowie czy Łodzi były "ustawione". Latem 1993 roku władze PZPN uznały jednak, że kwestia tytułu mistrzowskiego mogła rozstrzygnąć się w nie do końca sportowy sposób. Do historii przeszła wypowiedź byłego selekcjonera reprezentacji kraju, później wysoko postawionego działacza związku Ryszarda Kuleszy, który na posiedzeniu federacji wypowiedział pamiętne zdanie: "Cała Polska widziała, a wy Panowie, jesteście niewidomi". 

Ostatecznie PZPN odebrał Legii tytuł mistrzowski, ŁKS-owi wicemistrzowski, zaś przyznał go trzeciemu w tabeli Lechowi Poznań. Warszawianie i łodzianie zostali tym samym pozbawieni prawa gry w europejskich pucharach, zaś kolejny sezon 1993-94 zaczęli z minus czterema punktami. Temat, z wiadomych powodów, wzbudził mnóstwo emocji oraz duże zainteresowanie mediów. Wojciech Kowalczyk, rozgoryczony z powodu odebrania Legii mistrzostwa, zadeklarował wówczas, że nie wystąpi w reprezentacji Polski na znak protestu po decyzji PZPN. 

Kowalczyk zaprotestował

"Kowal" słowa dotrzymał. Nie pojawił się wśród piłkarzy powołanych na wrześniowe mecze wyjazdowe z Anglią i Norwegią, nie było go także w kadrze na rewanżowe spotkanie z tą drugą drużyną w październiku w Poznaniu. Reprezentacja wpadła w "dołek". Po kiepskiej grze przegrała najpierw na Wembley 0:3. Dwa tygodnie później uległa w Oslo potomkom Wikingów 0:1, choć w tym spotkaniu spisała się lepiej niż w Anglii. Zabrakło jednak szczęścia, skuteczności. Po porażce w stolicy Norwegii szanse na awans do World Cup'94 były już tylko matematyczne, jeszcze na pomeczowej konferencji prasowej do dymisji podał się trener Strejlau. Kadrę, jako tymczasowy szkoleniowiec, przejął jego dotychczasowy asystent Lesław Ćmikiewicz. 

Upiorna jesień polskiej reprezentacji trwała nadal. W połowie października doszło do fatalnej porażki 0:3 z Norwegami w Poznaniu. Z kadrą pożegnali się definitywnie: bramkarz Jarosław Bako, obrońcy Andrzej Lesiak i Piotr Czachowski, napastnik Jan Furtok, skrzydłowy Jacek Ziober. Reprezentacja miała problem ze strzelaniem goli, tymczasem w naszej lidze Kowalczyk straszył rywali ze swoim nowym partnerem w ataku - Dariuszem Dziekanowskim! 

Trudno dziś ocenić, czy z "Kowalem" w składzie mecze przeciwko Anglikom i Norwegom ułożyłyby się inaczej, tego już się nie dowiemy. Na pewno jego brak był osłabieniem, czy jednak ówczesny filar Legii odmieniłby losy potyczek w Londynie, Oslo czy Poznaniu? Dziś można już tylko gdybać w ramach akademickiej dyskusji. Część kibiców przyjęła protest Kowalczyka ze zrozumieniem, inni krytykowali go za to, że osłabił i zlekceważył reprezentację kraju, podczas gdy dla piłkarza powinna być ona priorytetem. 

"Chodziło o wojnę PZPN-u z Wójcikiem"

Swego czasu, w wywiadzie, który przeprowadziłem z byłym napastnikiem, zapytałem o tę kwestię. "Kowal" odpowiedział: - Działacze wymyślili sobie, że w ostatniej ligowej kolejce dwie drużyny ustawiły mecze. PZPN ogłosił, że "cała Polska widziała", ale śledztwa żadnego nie było. To równie dobrze należało ukarać wszystkie drużyny z ligi i nie przyznawać tytułu za tamten sezon. Tak naprawdę chodziło o wojnę PZPN-u z Wójcikiem. Nie dostał od razu stanowiska selekcjonera pierwszej reprezentacji, potem, kiedy prowadził Legię, działacze związku też czekali tylko, aby go ukarać, bo go nie lubili. Ja natomiast nie chciałem reprezentować związku, w którym wtedy królowało fałszerstwo i korupcja - wspominał Kowalczyk. Cały wywiad znajdziecie tutaj: Wojciech Kowalczyk o igrzyskach w Barcelonie: chciałem strzelać gole tylko na Camp Nou!

Przerwał niemoc reprezentacji

21-letni napastnik powrócił do reprezentacji 27 października 1993 roku, powołany przez Ćmikiewicza na wyjazdowy mecz z Turcją, który nie miał już żadnego znaczenia dla losów awansu do mundialu. Polska swoje szanse pogrzebała kilka tygodni wcześniej. 

Kowalczyk właśnie w Stambule przerwał strzelecką niemoc reprezentacji w eliminacjach (trwającą w sumie 340 minut). W 16 minucie popisał się celnym strzałem z około 17 metrów, umieścił piłkę w prawym rogu bramki gospodarzy. Niestety, były to miłe złego początki, bo po przerwie piłkarze spod znaku półksiężyca wzięli się do roboty, wykorzystali nasze błędy i ostatecznie zwyciężyli 2:1. Występujący w bardziej "krajowym" składzie Polacy i tak dopisali kolejny niechlubny rozdział do katastrofalnej jesieni'93... 

Skrót z meczu Turcja - Polska i bramkę Kowalczyka możecie zobaczyć poniżej. 


W przypadku Kowalczyka strzelecka przerwa w reprezentacji trwała nieco ponad rok - od meczu z Holandią w październiku 1992 do wspomnianego pojedynku z Turcją w 1993. Piłkarz Legii wystąpił jeszcze w ostatnim spotkaniu nieudanych eliminacji przeciwko Holendrom w Poznaniu. Tam zagrał w ataku ze zdobywcą bramki Markiem Leśniakiem, ale mecz, niestety, zakończył się naszą porażką 1:3...  

Następny rok czekania na gola

W 1994 roku Kowalczyk z Legią już bez żadnych podejrzeń wywalczył tytuł mistrza Polski i krajowy puchar, ale po nieudanych eliminacjach do Ligi Mistrzów przeniósł się z warszawskiej drużyny (spędził w niej niespełna cztery lata) do hiszpańskiego Betisu Sewilla. Tam stał się mocnym punktem zespołu, ponownie wyróżniał się także w reprezentacji Polski prowadzonej przez Henryka Apostela. W decydujących meczach przeciwko Rumunii czy Słowacji nie mógł jednak pomóc zespołowi z powodu kontuzji. 

Kibice ponownie musieli czekać rok na kolejną bramkę "Kowala" w reprezentacji - od meczu z Izraelem (4:3) w kwietniu 1995 do potyczki z Białorusią (1:1) w maju 1996 roku. W tym drugim wystąpił pod wodzą selekcjonera Władysława Stachurskiego, którego dobrze zresztą znał z czasów Legii. 

W konflikcie z Piechniczkiem

Kilka tygodni później Kowalczyk popadł w konflikt z następnym selekcjonerem - Antonim Piechniczkiem. Poszło o warunki pobytu kadry przed towarzyskim meczem z Rosją (0:2 w Moskwie). "Syn marnotrawny" powrócił do zespołu dopiero wiosną 1997, ale reprezentacji nie udało się awansować do kolejnego mundialu, we Francji. Kadrę objął wreszcie ulubiony szkoleniowiec Kowalczyka - Janusz Wójcik. Pod jego wodzą napastnik (wtedy już hiszpańskiego Las Palmas) grał w reprezentacji jeszcze przez półtora roku, z kadrą pożegnał się w meczu eliminacji do finałów Euro 2000 ze Szwecją (0:1 w Chorzowie). Raptem kilkanaście dni przed swoimi 27 urodzinami...  

W sumie w latach 1991-99 rozegrał w pierwszej reprezentacji 39 spotkań, strzelił jedenaście goli. Biorąc pod uwagę jego potencjał, zdecydowanie za mało... Do dziś można go uznać za jeden z największych, niespełnionych talentów polskiej piłki w latach 90. 

POLECAM: 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Włodzimierz Lubański o swej kontuzji i Royu McFarlandzie: nie zaatakował mnie złośliwie