"Zapnij pasy!". Tak Szczęsny powitał Flowersa przed meczem Legia Warszawa - Blackburn Rovers
PIŁKA NOŻNA. Mistrz Anglii, przegrywający na stadionie najlepszej drużyny w kraju - takie wydarzenia nie należały do częstych w historii startów polskich klubów w europejskich pucharach. Chlubne karty zapisała natomiast Legia Warszawa, która trzydzieści lat temu ograła Blackburn Rovers w Lidze Mistrzów! Powspominajmy to, co działo się na starym stadionie przy Łazienkowskiej 30 lat temu.
Dla Macieja Szczęsnego, byłego bramkarza Legii Warszawa, starcia z Blackburn są bardzo miłym wspomnieniem. Zdjęcia Piotr Stańczak.
- Jesienią 1995 roku to Legia Warszawa broniła honoru polskiego futbolu.
- Na Łazienkowską przyjechał Blackburn Rovers, mistrz Anglii, z największą gwiazdą - Shearerrem - na czele.
- Zwycięstwo przybliżyło Legię do awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To był precedens w polskim futbolu!
- Przypominam składy z pamiętnego meczu Legia - Blackburn w Warszawie.
Jesień 1995 roku okazała się być kiepska dla reprezentacji Polski. Po porażce ze Słowacją 1:4 w Bratysławie niczym bańka mydlana prysnęły nasze marzenia o awansie do finałów Mistrzostw Europy w Anglii. Ze stanowiskiem selekcjonera pożegnał się Henryk Apostel. Z europejskich pucharów odpadły już: GKS Katowice, Widzew Łódź oraz Zagłębie Lubin. Na placu boju pozostała jedynie Legia Warszawa, która - jako pierwszy polski klub w historii - rywalizowała w elitarnej, wówczas 16-zespołowej Lidze Mistrzów!
Mistrz Anglii był "w dołku"
Podopieczni trenera Pawła Janasa świetnie zaczęli rozgrywki, od zwycięstwa w Rosenborgiem Trondheim 3:1 w Warszawie. Po dwóch golach Leszka Pisza oraz jednym Ryszarda Stańka kibice "wojskowych" cieszyli się z historycznego kompletu punktów. Drugi mecz w Champions League nie był już taki udany. Legia uległa na wyjeździe jednemu z faworytów grupy, Spartakowi Moskwa 1:2 (bramka Marek Jóźwiak).
Trzecie spotkanie, które odbyło się 18 października przy Łazienkowskiej miało duże znaczenie dla obu zespołów. Ewentualne zwycięstwo dawało Legii duże nadzieje na walkę o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Z kolei Blackburn Rovers znajdowało się w przysłowiowym "dołku", nie najlepiej radziło sobie zarówno w nowym sezonie Premier League jak i na europejskim polu. Mistrzowie Anglii po dwóch pojedynkach Ligi Mistrzów mieli zerowy dorobek, w perspektywie właśnie dwa spotkania z Legią - pierwsze na wyjeździe i dwa tygodnie później rewanż u siebie. Z punktu widzenia Wyspiarzy była to idealna okazja do przełamania złej passy.
Shearrer, Hendry i inne gwiazdy
Największą gwiazdą zespołu był napastnik Alan Shearrer, w którym wieku kibiców upatrywało następcę legendarnego Gary'ego Linekera w ataku reprezentacji Anglii. Filarem defensywy był z kolei rosły, blondwłosy Szkot Colin Hendry (koledzy żartobliwie nazywali go "szałowym blondynem"). Kilka miesięcy później, razem z reprezentacją Szkocji, wystąpił w finałach Euro 1996, notabene na dobrze znanych sobie angielskich boiskach. Obok szkockiego olbrzyma, na prawej stronie obrony, występował Henning Berg, czołowy gracz reprezentacji Norwegii, ten sam, który niespełna 20 lat później został trenerem... Legii!
Ważnymi filarami Blackburn byli wówczas także inni reprezentanci Anglii: bramkarz Tim Flowers, pomocnicy David Batty, Tim Sherwood. Występujący w ataku obok Shearrera Chris Sutton grał z kolei w angielskiej młodzieżówce. Nawet, jeśli ta ekipa w połowie października 1995 roku przeżywała regres formy, to jednak należało jej się obawiać.
Flowers zdziwiony
Na starym stadionie przy Łazienkowskiej zasiadło około 18 tysięcy kibiców, w tym kilkuset fanów Blackburn. Wszyscy spodziewali się zaciętego pojedynku i nie zawiedli się! Jeszcze przed rozpoczęciem meczu doszło do ciekawej wymiany zdań w w 40-metrowym tunelu prowadzącym na płytę boiska. Bramkarz gości, Tim Flowers, widząc fragment murawy i stadionu, zapytał golkipera Legii, Macieja Szczęsnego, dlaczego mecz Ligi Mistrzów rozgrywany jest na boisku treningowym.
- Poczułem się tak głupio, że tylko mu powiedziałem "zapnij pasy". Dopiero dwa tygodnie później, kiedy graliśmy rewanż w Anglii, zrozumiałem, skąd w ogóle to jego pytanie. Ja nie chcę teraz powiedzieć, że obiekt Blackburn Rovers to był jakiś Disneyland. To był po prostu stadion piłkarski, na którym właśnie powinna gościć Liga Mistrzów. Nagle człowieka dopada takie uczucie - niby z Polski nie jest tu tak daleko, a jednak inny świat. Zupełnie inny świat - tak Szczęsny wspominał konfrontacje z Blackburn sprzed 30 lat w wywiadzie dla bloga "Na biało-czerwonym szlaku".
Zwycięski gol "Gumisia"!
Legia na swoim obiekcie postawiła jednak mistrzowi Anglii bardzo trudne warunki. W pierwszej połowie to nasz zespół przejął inicjatywę. Swoją przewagę udokumentował jedną bramką w 26 minucie. Na rajd lewą stronę boiska zdecydował się Cezary Kucharski. Kiedy próbował lobować bramkarza, piłkę odbił jeszcze interweniujący wślizgiem Szkot Hendry. Głową dobił ją do siatki Jerzy Podbrożny. Łazienkowska eksplodowała z radości. Popularny "Gumiś", jak się później okazało, właśnie w meczu z Blackburn strzelił swoją jedyną w karierze bramkę w Lidze Mistrzów!
- Co tu dużo mówić, był to naprawdę dobry zespół, ale my walczyliśmy z nim jak równy z równym. W Warszawie skutecznie zagraliśmy w obronie. Anglicy próbowali nam zagrażać głównie po strzałach z dystansu. Shearer nie miał zbyt wiele okazji strzeleckich, chyba jedną i Maciek (Szczęsny - przyp. autora) poradził sobie z jego uderzeniem. Co jednak trzeba zaznaczyć - ten pojedynek kosztował nas bardzo dużo sił. Jak to się mówi - swoje musieliśmy "wybiegać". Walka, walka i jeszcze raz walka - tak - wspominał Jerzy Podbrożny. Cały wywiad z byłym napastnikiem Legii znajdziecie tutaj: Jerzy Podbrożny: po meczu Legii z Blackburn w Lidze Mistrzów czułem się "zajechany"
Zwycięską bramkę w meczu z Blackburn zdobył Jerzy Podbrożny. Tu w czasie spotkania Olimpijczycy - Przyjaciele w 2022 roku w Warszawie.
Ciężki bój Legii z Blackburn
Jak relacjonował tygodnik "Piłka Nożna", w barwach gospodarzy szczególnie wyróżniali się obrońcy: Jacek Zieliński, Marek Jóźwiak oraz Zbigniew Mandziejewicz. Jacek Zieliński niestety otrzymał żółtą kartkę, co wykluczyło go z piekielnie trudnego meczu rewanżowego w Blackburn.
Po przerwie podrażnieni mistrzowie Anglii ruszyli do ataków i odrabiania straty, ale - mimo, że mieli optyczną przewagę - nie potrafili sforsować warszawskiej defensywy. Kontrataki Legii również nie przyniosły skutku w postaci drugiej bramki dla gospodarzy. Mecz na pewno kosztował piłkarzy wiele sił, do ostatnich sekund trzymał w napięciu.
- Pamiętam, że sam w dziewięćdziesiątej minucie już usiadłem na murawie, bo złapały mnie skurcze w obu łydkach, mięśniach dwugłowych. Byłem po prostu "zajechany", ale najważniejsze, że udało się mistrza Anglii pokonać u siebie - opowiadał Jerzy Podbrożny. Szwed Anders Frisk, sędzia główny meczu, zakończył widowisko po 93 minutach. Legia wywalczyła bardzo cenne trzy punkty, zajmowała drugie miejsce w tabeli za Spartakiem Moskwa i na półmetku grupowych rozgrywek miała realną szansę na awans do ćwierćfinału! Czegoś takiego w polskiej piłce klubowej nie było ani do tamtej pory ani później!
Poniżej skrót z meczu Legia Warszawa - Blackburn Rovers.
Dwa tygodnie później Legia, po równie ciężkim boju, bezbramkowo zremisowała na boisku mistrza Anglii, jak się potem okazało, właściwie zapewniając sobie awans do najlepszej ósemki Champions League. O tym spotkaniu napiszę jednak już niebawem.
Protokół meczowy - 18 października 1995 roku, Warszawa
Faza grupowa Ligi Mistrzów w sezonie 1995-96
LEGIA WARSZAWA - Blackburn Rovers 1:0 (1:0)
Bramka: 1:0 Jerzy Podbrożny 26 minuta, głową.
LEGIA: Szczęsny - Jóźwiak, Zieliński, Mandziejewicz - Lewandowski, Staniek, Pisz, Michalski, Bednarz - Podbrożny, Kucharski. Trener Paweł Jana.
Blackburn: Flowers - H. Berg, I. Pearce, Hendry, Kenna - Warhurst (83, Newell), Holmes, Batty, Sherwood - Shearer, Sutton. Trener Ray Harford.
Żółte kartki: Zieliński - Sherwood, Batty, Warhurst. Sędzia główny: Anders Frisk (Szwecja). Widzów: 18 tysięcy.
Źródło: tygodnik "Piłka Nożna".
POLECAM:
Na biało-czerwonym szlaku: Grzegorz Lewandowski, były piłkarz Legii Warszawa i reprezentacji Polski. Wideo Piotr Stańczak.
Komentarze
Prześlij komentarz