MŚ Katar 2022. Bez Wojtka Szczęsnego mogło być wielkie olaboga. Teraz bardzo proszę - koniec kunktatorstwa
Jedną z epok literackich, które omawia młodzież szkolna, jest romantyzm. Bohaterowie różnych utworów cierpią w życiu, miłości, ale brną do przodu na przekór wszystkiemu, choć gołym okiem widać, że podążają jednak na stracenie. Reprezentacja Polski w meczu z Argentyną miała z romantycznymi postaciami tylko tyle wspólnego, że cierpiała. Ostatecznie jednak nie przepadła w czeluściach, cel osiągnęła...
Popisy reprezentacji Polski śledzę od ponad trzydziestu lat, ale po raz pierwszy byłem świadkiem takiego scenariusza. Niby porażkę w starciu z Argentyńczykami należało przewidzieć, ale że będzie to "zwycięska przegrana" - tego już tak do końca nie sposób było przeciętnemu kibicowi przyswoić. Ostatnia zwycięska porażka polskiej drużyny jaką pamiętam, to 2:3 Widzewa Łódź z Broendby w Kopenhadze w sierpniu 1996 roku, kiedy to mistrz Polski awansował do Champions League (pierwsze spotkanie u siebie wygrał 2:1). Tam jednak było jakieś napięcie, dramaturgia, zaś to, co w środowy wieczór obejrzeliśmy w Katarze w wykonaniu biało-czerwonych najlepiej byłoby pominąć milczeniem i już nigdy do tego meczu nie wracać. Będziemy jednak wracać, bo porażka w starciu z Albicelestes dała nam awans do 1/8 finału mundialu. Czegoś podobnego polscy piłkarze i kibice nie przeżyli od 36 lat.
Wojciech Szczęsny, broniąc rzut karny Leo Messiego, pokazał, że jak dotąd jest najlepszym zawodnikiem naszej reprezentacji, ale też i zasługuje na wyróżnienie spośród wszystkich uczestników mistrzostw w Katarze. Broniąc już dwie "jedenastki" tylko w fazie grupowej już zapisał się w historii polskiej piłki. Nie ma co się oszukiwać, bez Wojtka w bramce to byłoby jedno wielkie olaboga.
Właściwie w tym miejscu powinienem pokusić się o analizę gry podopiecznych Czesława Michniewicza w spotkaniu przeciwko Argentynie, ale szczerze mówiąc nie ma nad czym się pochylać. To dla nas nie ta półka, nie ten poziom. Kilka dni temu pisałem, że oprócz bronienia wyniku i defensywnego nastawienia trzeba pokazać jakiś element zaskoczenia w przodzie. Niczego takiego w wykonaniu naszych piłkarzy nie było. Dopóki dopisywało nam szczęście i kapitalnie bronił Szczęsny, na boisku utrzymywał się remis. Kiedyś jednak taktyka zwana "autobusem" musiała się wyłożyć, bynajmniej nie w pojedynku z drużyną tej klasy co Argentyna. Kiedy w drugiej połowie przegrywaliśmy już 0:2, wiadomym stało się, że znacznie ciekawsze dla nas wydarzenia toczą się równolegle w meczu Meksyku z Arabią Saudyjską, zaś w pewnym momencie należało już modlić się tylko o to, aby zespół z Ameryki Łacińskiej nie wbił Arabom trzeciego gola. Saudyjczyk, który w ostatnich sekundach strzelił bramkę na 2:1, powinien mocno pomyśleć o tym, czy aby po mundialu nie postarać się o polskie obywatelstwo. Oczywiście brzmi to pół żartem, pół serio, ale facet naprawdę uspokoił nastroje wśród naszych kibiców. Nawet, gdyby Meksyk ostatecznie wygrał 2:0, to i tak awansowałaby nasza reprezentacja, ponieważ przy równym bilansie punktów, bramek strzelonych i straconych oraz remisie w bezpośrednim starciu miała mniej kartek na swoim koncie...
Czesław Michniewicz okazał się jednak człowiekiem w czepku urodzonym, z drugiej strony pomyślałem sobie - bardzo dobrze, ale czemuż to my, kibice, mamy przeżywać jednocześnie takie katusze. Ten awans do 1/8 finału, pierwszy od 36 lat, miał nas kosztować aż tak wiele?
Cóż, widocznie tak być musiało. Mamy ten słodko-gorzki awans, po meczu, w którym byliśmy tylko tłem dla Argentyny. To, że selekcjoner jest w czepku urodzonym potwierdza też układ gier, bowiem w 1/8 finału, już w niedzielę jego podopieczni zmierzą się z obrońcą mistrzowskiego tytułu - Francją. Napisać, że faworytem konfrontacji nie będziemy, to jak nic nie napisać. Z drugiej strony nasi piłkarze oraz selekcjoner muszą zdać sobie sprawę z tego, że... już nie ma czego bronić, nad czym kalkulować, kogo i czego się obawiać. Skoro już nadrzędny cel osiągnęli, to teraz powinni zrobić coś dla kibiców i dla samych siebie. Pokazać odważny, ładny dla oka futbol i w potyczce z Kylianem Mbape oraz spółką zaprezentować się bez kompleksów. Nie mają niczego do stracenia, nie muszą już oglądać się na innych, za siebie. Dostali okazję zagrać mecz, o którym marzy wielu chłopaków kopiących piłkę, a tylko nielicznym w świecie jest dane takowy rozegrać. Ja kolejnego kunktatorskiego spotkania w wykonaniu biało-czerwonych na tym mundialu chyba już nie zdzierżę... Przepraszam, nie chyba, tylko na pewno.
Komentarze
Prześlij komentarz