PIŁKA NOŻNA. Widok Jerzego Brzęczka, bezskutecznie goniącego Fredrika Ljungberga w meczu Polska - Szwecja w pewnym sensie był symbolem niemocy reprezentacji Polski w latach 90. Choć tamta porażka 0:1 na Stadionie Śląskim w Chorzowie jeszcze ostatecznie nie pogrzebała naszych szans na awans do finałów Mistrzostw Europy, to jednak mocno nadszarpnęła morale biało-czerwonych i wiarę kibiców.
Jerzy Brzęczek, eks-selekcjoner reprezentacji Polski. Dla niego jako piłkarza jednym z najgorszych wspomnień był eliminacyjny mecz przeciwko Szwecji w 1999 roku w Chorzowie. Fot. pzpn.pl.
Ten obrazek ma przed oczami wciąż wielu starszych kibiców reprezentacji Polski. 31 marca 1999 roku, dokładnie 25 lat temu, biało-czerwoni przegrali ze Szwecją 0:1 w Chorzowie, jedynego gola zdobył Fredrik Ljungberg, który wykorzystał błąd Jerzego Brzęczka (późniejszego selekcjonera naszej reprezentacji) w środku pola i po kilkudziesięciometrowym rajdzie wbił piłkę do polskiej bramki.
"Golenie frajerów" do czasu...
Po wielu niepowodzeniach naszej kadry w latach 90. wielu kibiców z radością przyjęło nominację Janusza Wójcika na stanowisko selekcjonera pierwszej reprezentacji Polski. Szkoleniowiec ten wywalczył z drużyną olimpijską srebrny medal igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Na objęcie stanowiska trenera pierwszej reprezentacji kontrowersyjny i charyzmatyczny "wójt" czekał pięć lat. Dał nadzieję wielu kibicom na to, że kadra wreszcie zagra w wielkim turnieju.
Potrafił stworzyć atmosferę, pozytywną otoczkę wokół reprezentacji, co nie udawało się wielu jego poprzednikom z lat 90. Sposób, w jaki motywował piłkarzy (słynne "kiełbasy w górę, golimy frajerów!") przeszedł do historii, urósł nawet do miana legend, faktem jest, że wielu piłkarzy, ówczesnych jego podopiecznych za Wójcikiem skoczyłoby w ogień.
Piękny początek eliminacji
Na drodze do finałów Mistrzostw Europy w 2000 roku w Belgii i Holandii naszej reprezentacji stanęli Anglicy, Szwedzi, Bułgarzy i Luksemburczycy. To oni znaleźli się wraz z biało-czerwonymi w grupie eliminacyjnej. Nasi piłkarze zaczęli eliminacje w świetnym stylu. Najpierw pokonali na wyjeździe silnych Bułgarów 3:0 na ich terenie, w gorącym Burgas. W tym spotkaniu błysnął szczególnie Sylwester Czereszewski, wtedy jeden z filarów Legii Warszawa, który strzelił ekipie z Bałkanów dwa gole! Wynik robił wrażenie. Jesienią 1998 roku Polacy pewnie pokonali jeszcze Luksemburg 3:0 w Warszawie i objęli prowadzenie w grupie.
Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że najtrudniejsze mecze dopiero przed nami, ale już sam fakt, że udanie zaczęliśmy eliminacje napawał radością i w ogóle był czymś... niespotykanym w tamtej dekadzie, bo zwykle nasza reprezentacja już na początku kwalifikacji do wielkich turniejów miewała problemy i traciła cenna punkty...
Scholes naszą zmorą
Z taką nadzieją czekaliśmy na mecze z Anglią na Wembley i Szwecją w Chorzowie pod koniec marca 1999 roku. Spotkania miały potwierdzić wartość drużyny, tymczasem tylko brutalnie ją zweryfikowały. Trener Wójcik przeciwko Anglikom zastosował defensywną, bojaźliwą taktykę i skończyło się na porażce 1:3. Choć w naszej reprezentacji, w wyjściowym składzie nie brakowało wtedy rosłych obrońców lub defensywnych pomocników, to jednak wszystkie gole dla Wyspiarzy uzyskał najmniejszy na boisku (!) Paul Scholes. Do siatki Anglików raz trafił Jerzy Brzęczek, który wykorzystał podanie Mirosława Trzeciaka.
Pierwsza porażka w eliminacjach oczywiście nie pozbawiła jeszcze naszych piłkarzy szans na awans, ale jednak podłamała ich psychicznie, pozbawiła pewności siebie. Cztery dni później (31 marca 1999) podopiecznym Wójcika przyszło zmierzyć się z równie mocną Szwecją, tym razem na własnym terenie. Doping polskich kibiców na Stadionie Śląskim w Chorzowie nie mógł jednak rzecz jasna wystarczyć do ogrania silnych, twardych i do bólu skutecznych Skandynawów, z których część występowała jeszcze w finałach mundialu w USA, gdzie Szwedzi zajęli trzecie miejsce.
Gonił Ljungberga. Nie dogonił...
Polacy mieli problem ze sforsowaniem defensywy rywala. W pierwszej połowie najlepszą okazję do zdobycia bramki (przy stanie 0:0) miał Tomasz Wałdoch. Po dośrodkowaniu Brzęczka z rzutu wolnego nieczysto uderzył jednak piłkę głową i wszystko skończyło się na strachu Szwedów...
Przełomowa dla wyniku meczu okazała się sytuacja z 37 minuty. Co ciekawe, naszej reprezentacji nie skarcił żaden z dwójki bramkostrzelnych napastników Kennet Andersson - Henrik Larsson, lecz pomocnik Fredrik Ljungberg. Piłkę w środku pola stracił ówczesny kapitan naszej reprezentacji Jerzy Brzęczek, trafiła ona do szybkiego Szweda, który pognał ile sił pod polską bramkę. Brzęczek próbował naprawić błąd, rozpaczliwie gonił Ljungberga, w pewnym momencie nawet chciał go złapać za koszulkę i ratować się faulem. Pomocnik Arsenalu Londyn był jednak szybszy, wpadł w pole karne i lewą nogą, już czubkiem buta skierował piłkę między nogami naszego bramkarza Kazimierza Sidorczuka a następnie do siatki... Co ciekawe, była to pierwsza bramka tego zawodnika w reprezentacji Szwecji (w całej karierze w drużynie narodowej "Trzech Koron" strzelił ich w sumie 14 - do 2008 roku).
Skrót meczu Polska - Szwecja (0:1) 31 marca 1999 roku w Chorzowie.
Czas pożegnań
Polacy nie byli w stanie doprowadzić do wyrównania, Szwedzi okazali się przeszkodą nie do przeskoczenia. Porażka 0:1 stała się faktem i mocno nadszarpnęła wiarę kibiców w drużynę Janusza Wójcika i samego selekcjonera. Trener zresztą pożegnał się z kilkoma swoimi wybrańcami - Brzęczek zagrał w kadrze jeszcze tylko dwa razy i więcej powołań nie dostał. Po raz ostatni wtedy w Chorzowie biało-czerwone trykoty założyli: Wojciech Kowalczyk, Dariusz Adamczuk czy wspomniany bramkarz Sidorczuk.
Niedługo potem z kadry wypadł Tomasz Łapiński. Uszczupliła się więc ilość olimpijczyków z Barcelony do których Wójcik miał zaufanie i sentyment. Realia między początkiem a końcem lat 90. były już jednak całkowicie inne, srebrni medaliści igrzysk kilka lat później już nie osiągnęli sukcesu pod wodzą tego samego szkoleniowca.
Mimo porażki ze Szwecją Polska jeszcze wtedy nie straciła szans na awans. W kolejnych spotkaniach pokonała Bułgarię 2:0 u siebie, Luksemburg 3:2 na wyjeździe oraz zremisowała z Anglią 0:0 na starym stadionie Legii w Warszawie. Dopiero wyjazdowa przegrana ze Szwedami 0:2 w ostatnim pojedynku eliminacji pozbawiła biało-czerwonych szans na grę w barażu o awans do Euro. Wójcik pożegnał się ze stanowiskiem. Z jego dawnej, olimpijskiej ekipy, w reprezentacji pozostali już później tylko: Andrzej Juskowiak, Marek Koźmiński, Piotr Świerczewski i Tomasz Wałdoch. Trzej ostatni pojechali jeszcze na mundial do Korei Południowej i Japonii w 2002 roku, kiedy selekcjonerem był Jerzy Engel.
Janusz Wójcik zmarł w listopadzie 2017 roku.
POLECAM:
- Z czym pojedziemy na Euro? Pierwsze wnioski po meczach Polaków w barażach
- Polska - Azerbejdżan 8:0 czyli wielkie strzelanie w Wielką Sobotę. Rekord był blisko!
- Sylwester Czereszewski: po zwycięstwie nad Bułgarią w Burgas miałem ofertę z Bundesligi, ale stałem się... zakładnikiem Koreańczyków
- "1992: Wielka Gra". Powstał film o olimpijskiej drużynie z Barcelony. Reżyser: padają gole i strzelają je Polacy
Komentarze
Prześlij komentarz